- Jeżeli premier wychodzi i komunikuje, że jeżeli nie będzie Dudy, to będziemy mieli kiepsko, to już podtekst jest taki, że może się zdarzyć, że czegoś nam ten kolejny prezydent nie podpisze. A ten podpisuje wszystko, jak leci - mówił w piątek lider Kukiz'15 w TVN24. Podkreślał przy tym, że „we wszystkich cywilizowanych państwach demokratycznych przywódca jest kontrolowany, a obywatele, ludzie, mają instrumenty do kontrolowania tego przywódcy, np. w drodze referendum”. 

Pytany o weto prezydenta Dudy w 2018 roku do ustawy o ordynacji wyborczej do europarlamentu (zmiany wprowadzały wysoki realny próg wyborczy, w praktyce w części województw nawet 20-procentowy), Kukiz stwierdził, że „tam chodziło o troszkę inną rzecz”.

- To była, że tak powiem, transakcja wiązana, chodziło też o sądownictwo, tego typu sprawy, a nie jakaś wola zachowania pozorów demokracji. Bo z drugiej strony pan prezydent nie miał żadnych zahamowań, żeby w porozumieniu z panem Kaczyńskim ustalić termin zebrania podpisów w 2019 roku na trzy tygodnie i to jeszcze w okresie wakacji. Co było celem tego ruchu? Wykluczenie wszystkich mniejszych ruchów czy partii politycznych, które nie są w stanie w tak krótkim terminie zebrać podpisów. Dotyczyło to również mnie - tłumaczył.

- Ponieważ Kukiz'15 nie pobierał subwencji, nie dysponowaliśmy pieniędzmi żadnymi, wtedy, kiedy partie zarabiały czy dostawały z subwencji dziesiątki, setki milionów złotych co roku, to było po prostu wykluczenie - wyjaśniał Paweł Kukiz.

Poseł Koalicji Polskiej zdradził, że w 2015 roku nie wziął udziału w drugiej turze wyborów prezydenckich. - I podobnie teraz, jeżeli do drugiej tury nie dostanie się Władysław Kosiniak-Kamysz i jeżeli żaden z kandydatów nie przyjmie tych postulatów, które są dla mnie postulatami kluczowymi: postulatów zmian ustrojowych to nie pójdę na wybory - zapowiedział, przypominając, że są to „postulaty, które niosła niegdyś Platforma Obywatelska i o których zapomniała”.