Mogłoby się wydawać, że marginalną sprawą jest, kiedy decyzja urzędników trafia do rąk adresata. W praktyce jednak ten niuans może nieodwracalnie zamknąć drogę do jej zaskarżenia. Od doręczenia liczy się bowiem terminy wniesienia odwołania. Przegapiony termin można co prawda przywrócić, ale tylko w wyjątkowych przypadkach. Nie jest to proste, zwłaszcza w czasach internetu.
Potwierdza to sprawa, którą w czwartek zajmował się Naczelny Sąd Administracyjny.
Chodziło o decyzję o solidarnej odpowiedzialności za wpłaty na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Jej adresat nie zgadzał się z tym rozstrzygnięciem, ale spóźnił się jeden dzień z odwołaniem. I tak zaczął się spór o to, kiedy decyzja została doręczona adresatowi. Urzędnicy uważali, że 9 marca, a dowodem tego było znajdujące się w aktach zwrotne potwierdzenie odbioru. Adresat, że dzień później, tj. 10 marca, czego dowodem miała być data stempla pocztowego na liście poleconym.
Mężczyzna przekonywał, że znajdująca się na pieczęci odbiorcy data 9 marca została umieszczona tam omyłkowo, w związku z błędnym przestawieniem datownika. Fizycznie niemożliwe jest, aby przesyłka odebrana została tego dnia. Było to możliwe dnia następnego, gdy odbiór został podbity na potwierdzeniu odbioru przez urząd pocztowy.
W jego ocenie z dwóch dat znajdujących się na potwierdzeniu odbioru przesyłki można wnioskować, że to właśnie data przybita przez odbierającego jest omyłkowa. Właściwa jest data 10 marca, ponieważ ta wynika z datownika przybitego przez urząd pocztowy na zwrotnym potwierdzeniu odbioru przesyłki.