Emmanuel Macron w ostatnim czasie wyspecjalizował się w wypowiedziach, które politycy uważają za niepotrzebne prowokacje, a eksperci za słusznie postawione pytania. Tak było, gdy w głośnym wywiadzie dla „The Economist" mówił o śmierci mózgowej NATO, a wcześniej jeszcze na unijnym szczycie zablokował zaproszenie Albanii i Macedonii Północnej do negocjacji akcesyjnych.
Według „New York Timesa" w obu tych sprawach duże pretensje miała do niego Angela Merkel, która miała mu powiedzieć kilka dni temu: „Ciągle muszę sklejać porozbijane przez ciebie kubki, po to, żebyśmy mogli wypić razem herbatę". Dyplomaci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita", mówią, że niemiecka kanclerz zainwestowała swój kapitał polityczny w przekonywanie do rozpoczęcia negocjacji rozszerzeniowych z kolejnymi państwami Bałkanów Zachodnich. – W tej sprawie niemiecka kanclerz zachowywała się tak, jak przywódcy państw Europy Wschodniej, a wbrew woli Bundestagu. Wyraźnie widać było jej wrażliwość osoby, która dorastała za żelazną kurtyną – mówi nam nieoficjalnie jeden z wysokich rangą dyplomatów z kraju niechętnego rozszerzeniu. Bez sukcesu, bo francuski prezydent powiedział „nie".
Choć cała uwaga skupia się na Macronie, to nie jest on w swojej niechęci do rozszerzenia odosobniony. „Rz" spróbowała zrekonstruować wydarzenia ostatnich tygodni – rozkład sympatii jest bardziej skomplikowany. Część krajów jest za rozpoczęciem negocjacji z dwoma zachodniobałkańskimi kandydatami, część jest przeciw obu, kolejna grupa popiera tylko Macedonię Północną, wreszcie ostatnia opowiada się przeciw rozdzieleniu tej dwójki.
Motywacje są różne. Kraje regionu, począwszy od należących niegdyś do Jugosławii Słowenii i Chorwacji, przez Bułgarię i Rumunię, na Włochach i Austrii skończywszy, sądzą, że rozszerzenie UE potrzebne jest dla stabilizacji tej części Europy. W naszej części kontynentu, czyli Europie Wschodniej, widać wielką solidarność biorącą się ze wspólnoty losów. – My też przez to przeszliśmy, trzeba im dać szansę – mówią te kraje. Dodatkowo dla Polski, ale też Litwy, zielone światło dla Albanii i Macedonii Północnej byłoby sygnałem, że rozszerzenie trwa i może kiedyś objąć Ukrainę i Gruzję. – Takiego argumentu użył prezydent litewski w czasie szczytu UE – mówi nam jeden z dyplomatów.
Kolejna grupa krajów, takich jak Portugalia czy Irlandia, nie jest entuzjastą rozszerzenia, ale gotowa powiedzieć „tak" rozpoczęciu negocjacji, jeśli Komisja Europejska tak proponuje. Wreszcie najbardziej problematyczne są kraje takie jak Francja, Holandia, Dania i Hiszpania, które albo były przeciwko negocjacjom z dwoma krajami, albo przeciw Albanii, która – również zdaniem Komisji Europejskiej – jest znacznie gorzej przygotowana niż Macedonia Północna. Pojawiła się zatem propozycja rozdzielenia tej dwójki, zdecydowanie kontestowana przez Niemcy i Włochy. – To jest dowód na to, że rozszerzenie ma charakter geopolityczny. Czyli nie oceniamy przygotowania krajów, ale to, jakie skutki geopolityczne ta decyzja przyniesie – mówi nasz rozmówca z jednego z państw UE. Dla zwolenników takiego podejścia zaproszenie do negocjacji miałoby być przeciwwagą dla aktywności Rosji czy Turcji w regionie.