Tallin musiał przyspieszyć swoją prezydencję o pół roku, bo planowane na teraz przewodnictwo brytyjskie z powodu Brexitu zostało odwołane. Nie ze wszystkim zdążył, bo na przykład rozbudowy maleńkiego lotniska nie dało się już przesunąć. Ale od strony politycznej i urzędniczej jest gotowy. I bardzo przejęty swoją rolą.
– Gdyby w 1985 roku (miała wtedy 15 lat – red.) ktoś mi powiedział, że w 2017 roku będą u nas stacjonowały wojska NATO, a Estonia będzie właśnie obejmować prezydencję w UE, nie uwierzyłabym. Właśnie realizują się nasze marzenia – powiedziała prezydent Kersti Kaljulaid. Estończycy podchodzą do swojego zadania z nordyckim pragmatyzmem i umiarem. Tam, gdzie da się coś osiągnąć, chcą to zrobić. Obiecują, że zachowają wymaganą od prezydencji neutralność, ale ich wrażliwość na pewno zaważy na kilku kluczowych dla Polski sprawach.
Kompromis azylowy?
Jedną z nich jest polityka migracyjna. UE próbuje wypracować kompromis w sprawie zmiany tzw. rozporządzenia dublińskiego, określającego zasady przyznawania azylu. Właściwie w 95 proc. jego zawartości jest zgoda, ale pozostaje kontrowersyjny punkt obowiązkowego dzielenia się uchodźcami.
Projekt przewiduje, że w razie nadzwyczajnej presji migracyjnej na indywidualne państwa UE inne będą musiały pospieszyć z pomocą i przyjąć uchodźców według określonego z góry algorytmu. To taki sam mechanizm jak ten z września 2015 roku, którego Polska do dziś nie chce wykonać. Tyle że tamten był jednorazowy i dotyczył określonej z góry grupy ludzi. Nowy miałby obowiązywać na stałe. Polska i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej zdecydowanie się sprzeciwiają. – Prezydencje słowacka i maltańska przetestowały już wszystkie możliwe kompromisy – przyznaje Klem Jaarats, doradca premiera nadzorujący sprawy unijne w estońskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nie jest jednak, i to dobra informacja dla Polski, zwolennikiem forsowania rozwiązań nad głowami mniejszości, tak jak to się stało we wrześniu 2015 roku. – To nie była najmądrzejsza decyzja – przyznaje.
Zwraca uwagę, że straszenie większością jest przydatne jako instrument negocjacji, gdy jedna ze strony zdecydowanie nie chce usiąść przy stole. Ale nie jako sposób liczenia głosów.