Tendencja jest wyraźna, poczynając od Danii, a na Włoszech skończywszy. Ostatnie wybory w jednym z austriackich landów są tego najlepszym przykładem. Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) nie musiała robić praktyczne nic, aby przezwyciężyć stagnację ostatnich lat i stać się drugą siłą polityczną w Górnej Austrii. Skrajnie prawicowe, ksenofobiczne, by nie powiedzieć – rasistowskie, ugrupowanie zdołało podwoić liczbę zwolenników w tym landzie, zdobywając 30,4 proc. głosów. Przy tym zasadniczym tematem kampanii wyborczej była sprawa uchodźców i azylu. Tak twierdziło ponad dwie trzecie wyborców.
Wilders i inni
Wybory w Górnej Austrii nie są bez znaczenia dla całej Europy, gdyż były realnym testem nastrojów społecznych w jednym z krajów najbardziej dotkniętych przez ostatnią falę uchodźców. Wybory odbyły się wprawdzie także w ubiegłą niedzielę w Katalonii, ale sprawa uchodźców nikogo tam praktycznie nie interesowała, gdyż stawką była niepodległość regionu.
Sukcesy FPÖ pilnie obserwują ugrupowania skrajnej prawicy w całej Europie. – Jeżeli nie znajdziemy rozwiązania kryzysu wywołanego falą uchodźców, nie unikniemy dalszego wzrostu popularności sił skrajnej prawicowych – ostrzega Frans Timmermans, wiceszef Komisji Europejskiej.
Widać to wyraźnie w Holandii, gdzie przywódca Partii Wolności Geert Wilders grzmiał w debacie parlamentarnej przeciwko przyjmowaniu uchodźców. Ten sam, który trzy lata temu zamieścił zakładkę na specjalnie utworzonej stronie internetowej do składania donosów na Polaków oraz obywateli z pozostałych „nowych" państw UE, przebywających w Holandii. Zgodnie z ostatnimi sondażami, gdyby wybory miały się odbyć obecnie, partia Wildersa mogłoby liczyć na 30 proc. głosów. W wyniku ostatniej elekcji Partia Wolności zdobyła 10,1 proc.