Cała ta operacja ma dwa cele. Ma pomóc odbudować zaufanie Polaków do długoterminowego oszczędzania na czas emerytur. To ważne w kontekście uruchomienia nowego rządowego programu oszczędzania, czyli pracowniczych planów kapitałowych. Przy okazji rząd chce też zasilić budżet dodatkowymi pieniędzmi. Projekt ustawy przewiduje, że zgromadzone w OFE pieniądze trafią domyślnie na prywatne indywidualne konta emerytalne ich członków, albo - jeśli ci wyrażą taką wolę - na ich konta w ZUS. Premier Mateusz Morawiecki mówił tu o „swoistej prywatyzacji pieniędzy zgromadzonych w OFE”. - Oddamy te pieniądze Polakom – przekonywał.

Od pieniędzy, które z OFE trafią na IKE rząd pobierze 15-proc. prowizji. Nazywa ją opłatą przekształceniową. - Gdyby tej opłaty nie było, pieniądze te byłyby uprzywilejowane wobec emerytur wypłacanych z ZUS, które są opodatkowane - tłumaczył premier Morawiecki. Pieniądze, które z OFE trafią do ZUS będą opodatkowane przy wypłacie w ramach emerytury. Rząd przekonuje, że 15-proc. opłata pobrana przy przenoszeniu pieniędzy z OFE na IKE jest w przybliżeniu równa podatkowi dochodowemu, który w przyszłości, przy wypłacie emerytury, będzie pobrany od pieniędzy przeniesionych z OFE do ZUS. Pieniądze przeniesione na IKE będą podlegały dziedziczeniu zaś te, które trafią do ZUS – nie. To dodatkowy wabik, który ma zachęcić członków OFE do pozostawienia pieniędzy na IKE.

W OFE jest blisko 160 mld zł. Rząd założył, że IKE wybierze co najmniej 80 proc. z 16 mln członków OFE. Z nowych wyliczeń rządu wynika, że w ten sposób do budżetu trafi 19,3 mld zł, podzielone na dwie raty. W 2020 r. byłoby to 13,5 mld zł, a w 2021 r. 5,8 mld zł. Rząd już zresztą zapisał pieniądze z opłaty przekształceniowej w projekcie budżetu państwa na przyszły rok.