Waldemar Zawodziński należy do twórców teatralnych, którzy pięknie marzą i potrafią realizować własne marzenia. Udowodnił to choćby wieloletnią dyrekcją Teatru im. Jaracza w Łodzi. Teraz w Radomiu przygotował spektakl godny jubileuszu tego teatru.
Musical „Człowiek z La Manchy”, jak pokazały nie tylko polskie doświadczenia, skazany jest na sukces i tak zapewne będzie w Radomiu. Utwór Dale’a Wassermana z muzyką Mitcha Leigha dotyka mitu Don Kichota, rycerza o smętnym obliczu, i pokazuje jego nieustającą walkę z otaczającą rzeczywistością.
Mimo oddanego klimatu epoki (zwłaszcza w kostiumie i scenografii) Zawodziński stworzył spektakl korespondujący z dzisiejszymi emocjami. Rycerz o smętnym obliczu w ujęciu utalentowanego Łukasza Mazurka jest współczesnym nieudacznikiem o szlachetnych marzeniach, który chyba sam nie wierzy w możliwość ich realizacji.
Znacznie ciekawszą postacią jest Sancho Pansa. Łukasz Stawowczyk ma w sobie siłę, więc to on motywuje swego pana do działania, dodaje otuchy i utrzymuje w przekonaniu, że warto podążać za szalonymi marzeniami. Odkryciem spektaklu jest zjawiskowa Sabina Karwala jako Dulcynea. Świetnie pokazała, że kobieta zepchnięta przez życie na dno pod wpływem miłości rozkwita i nabiera siły, potrafiąc wznieść się na wyżyny piękna.
Koniecznie trzeba też dostrzec odtwórcę postaci Alejandra i Faworyta – bardzo dobrego aktorsko i wokalnie Mateusza Michnikowskiego. Na scenie jest wulkanem energii, poza nią – stonowany i nieco zagubiony, w czym przypomina swego wielkiego dziadka Wiesława Michnikowskiego. Po tym spektaklu o jego aktorskiej przyszłości można mówić z nadzieją.