Berlin czeka na Schulza

Przewodniczący PE kończy karierę w Brukseli, licząc na większy sukces w Niemczech.

Aktualizacja: 25.11.2016 06:01 Publikacja: 24.11.2016 17:51

Martin Schulz i Angela Merkel w czasie szczytu UE na temat imigrantów w marcu tego roku.

Martin Schulz i Angela Merkel w czasie szczytu UE na temat imigrantów w marcu tego roku.

Foto: AFP

Martin Schulz oznajmił, że nie będzie kandydował po raz trzeci na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wraca do Niemiec, gdzie czeka na niego MSZ, jak twierdzą media.

Decyzja Schulza spowodować może pewne perturbacje na unijnej scenie politycznej. Rzecz w tym, że zgodnie z umową dwu największych ugrupowań w PE, czyli partii ludowej oraz socjalistów, na stanowisku szefa parlamentu następuje rotacja co kadencję pomiędzy przedstawicielami tych ugrupowań. Umowa funkcjonuje już trzy kadencje, co oznacza, że po socjaliście Schulzu przewodniczącym powinien zostać chadek z Europejskiej Partii Ludowej. Rzecz jednak w tym, że dwa pozostałe najwyższe stanowiska w UE, czyli zarówno szefa Komisji UE Jeana-Claude'a Junckera, jak i przewodniczącego Rady Europejskiej, którym jest Donald Tusk, są już w rękach chadeków.

W sumie z czterech najważniejszych unijnych stanowisk socjaliści mieliby tylko jedno, czyli szefowej unijnej dyplomacji Federici Mogherini.

– Gdyby szefostwo PE miało przypaść chadekowi, otwarta pozostaje sprawa Tuska – mówi premier Włoch Matteo Renzi. Zgodnie z tą logiką chadek Tusk nie powinien zostać wybrany na drugą kadencję, zwalniając miejsce dla reprezentanta innej opcji politycznej.

Ale Tusk cieszy się zaufaniem większości szefów państw i rządów UE. W dodatku Europa boryka się z wieloma problemami i zmiana szefa Rady byłaby strzałem w kolano. Wygląda na to, że Tusk nie musi się martwić o najbliższą przyszłość. – Nie widzę nikogo w szeregach Partii Ludowej, kto byłby w stanie zastąpić tak wyrazistego polityka, jakim jest Martin Schulz – przekonuje „Rzeczpospolitą" Hannes Swoboda, były szef frakcji socjalistów w PE. W jego opinii skończy się na wyborze socjalisty.

Po 22 latach w Brukseli Martin Schulz uznał, że trzeba rozpocząć nowy etap kariery. – Wie, że nic więcej w Brukseli nie osiągnie, a w Niemczech może liczyć na stanowisko szefa dyplomacji – tłumaczy prof. Eckhard Jesse, politolog. Szef MSZ Frank-Walter Steinmeier zostanie w lutym prezydentem RFN. Powstaje wakat, którego obsadzenie leży w gestii socjaldemokratów. Członkiem tego ugrupowania jest od ponad 40 lat Martin Schulz.

Jeszcze niedawno spekulowano w Berlinie, że warunkiem jego powrotu do Niemiec było uzyskanie nominacji SPD na kandydata na kanclerza. – To wykluczone. W takim wypadku Sigmar Gabriel musiałby pożegnać się z funkcją przewodniczącego partii, na co się nie zanosi – przekonuje prof. Jesse. Jednak to nie Gabriel, lecz Schulz cieszy się większą popularnością w Niemczech. Jak wynika z ostatniego sondażu, wspiera go 42 proc. respondentów, o 7 pkt proc. więcej niż Gabriela.

– Będę kandydować do Bundestagu z listy w Nadrenii Północnej-Westfalli – ogłosił w czwartek Martin Schulz. Przy okazji oznajmił, że krzewić będzie wartości europejskie, już z Niemiec. To sygnał, jaką będzie prowadził politykę w sytuacji, gdyby miał zostać szefem dyplomacji. Słynie z kontrowersyjnych i emocjonalnych wypowiedzi, co zresztą udowodnił niedługo po tym, gdy został członkiem PE. Ówczesnemu premierowi Włoch Sylvio Berlusconiemu zarzucił, że działa jak mafioso. Ten odwzajemnił się ofertą roli kapo dla Schulza w filmie o czasach nazistowskich.

Krytykował wiele rządów. W ostatnim czasie zwłaszcza Polski i Węgier. Nie stronił od porównania PiS do polityki Putina, twierdził, że wydarzenia w Polsce w związku z kontrowersjami w sprawie Trybunału Konstytucyjnego mają charakter zamachu stanu i uzależniał sprawę funduszy europejskich od przyjęcia przez Polskę uchodźców.

– Martin Schulz jest wyrazistym politykiem i takim pozostanie, co nie wróży dobrze relacjom polsko-niemieckim, tym bardziej że w Berlinie podobnie jak on myśli większość polityków – mówi „Rz" nasz rozmówca w Berlinie.

Martin Schulz oznajmił, że nie będzie kandydował po raz trzeci na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wraca do Niemiec, gdzie czeka na niego MSZ, jak twierdzą media.

Decyzja Schulza spowodować może pewne perturbacje na unijnej scenie politycznej. Rzecz w tym, że zgodnie z umową dwu największych ugrupowań w PE, czyli partii ludowej oraz socjalistów, na stanowisku szefa parlamentu następuje rotacja co kadencję pomiędzy przedstawicielami tych ugrupowań. Umowa funkcjonuje już trzy kadencje, co oznacza, że po socjaliście Schulzu przewodniczącym powinien zostać chadek z Europejskiej Partii Ludowej. Rzecz jednak w tym, że dwa pozostałe najwyższe stanowiska w UE, czyli zarówno szefa Komisji UE Jeana-Claude'a Junckera, jak i przewodniczącego Rady Europejskiej, którym jest Donald Tusk, są już w rękach chadeków.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782