Wracając do Romanowów, za protoplastę rodu uchodzi bojar Andriej o swojskim przydomku Kobyła. Nadworni historycy nazwali antenata przybyszem z ziemi niemieckiej, przez którą rozumiano ówczesne Prusy, mianując emigranta litewskim wielmożą królewskiej krwi. Zmęczony wojną z zakonem krzyżackim miał skorzystać z zaproszenia księcia Aleksandra Newskiego i przybyć wraz z poddanymi do Nowogrodu Wielkiego. Tymczasem cerkiewne kroniki miasta Kostroma, cudem ocalałe z carskich stosów, twierdzą, że Andriej Kobyła był miejscowym bojarem. Jego ojciec zginął w 1304 r. podczas jednego z antymongolskich buntów, w które obfitowała epoka. Byłaby to prawdziwa bomba! Idący tym tropem historycy nie wykluczają, że Kobyła to tak naprawdę zruszczona wersja przydomka Kobiak, który nosił krewniak chana Złotej Ordy, pełniący funkcję tatarskiego nadzorcy grodu. Poległ w trakcie wojny, jaka wybuchła o Kostromę pomiędzy mongolskimi lennikami, książętami Tweru i Moskwy. Taką hipotezę mają potwierdzać losy jego wnuka – Fiodora o przydomku Kura, który w kilkadziesiąt lat później z ramienia Ordy kontrolował już Rurykowicza na moskiewskim tronie.
Wynika z tego, że ród Romanowów pochodzi wprost od bezpośrednich potomków Czyngis-chana. Natomiast nazwisko, pod jakim dynastia panowała przez 300 lat w Rosji, zawdzięcza koligacji z rodziną Zachariewów-Romanowów. Czy jest to prawdopodobne? Jak najbardziej, twierdzi historyk Gieorgij Wiernadski, który uważa, że straszliwe skutki najazdu mongolskiego to fałsz wyssany z palca. Ruś zaczerpnęła ze stepowego imperium tyle korzyści, że sama stała się mocarstwem. Z drugiej strony, Mongołowie przesiąkli miejscową kulturą i – co ważne – religią. Jak się mają hipotezy Wiernadskiego do Romanowów? Bardzo prosto, „praszczur" Kobiak-Kobyła okazał się fundatorem monastyru Ipatiewskiego w Kostromie, który odtąd stał się duchową i dosłowną twierdzą przyszłej dynastii. Nie był zresztą wyjątkiem, bo w tym samym czasie władca Złotej Ordy – chan Uzbek (zwany też Ozbegiem) rozpowszechnił islam jako religię państwową, czym wywołał niezadowolenie licznych krewnych. Co najmniej 70 z nich, sprawując nadzór nad ruskimi księstwami, odmówiło przyjęcia islamu i przeszło na prawosławie. A to otworzyło drogę do koligacji z Rurykowiczami i w XIV w. stworzyło wpływową grupę tatarskich wielmożów Moskwy.
Wiernadski, badając pochodzenie nazwisk rosyjskiej szlachty, udowodnił, że 168 rodów, w tym Golicynowie, Oboleńscy czy Szeremietiewowie, wywodzi się z tatarskich ułusów (domów). Dla porównania: 226 rodów miało polskie korzenie, ale nasz wpływ kulturowy na Ruś Moskiewską przypadł na XVI wiek. Przy tym koligacje tatarskie sięgały Rurykowiczów zajmujących tron wielkoksiążęcy. Matką Iwana IV Groźnego była Helena Glińska, która wywodziła się co prawda z magnaterii litewskiej, ale o korzeniach tatarskich. Na Litwie także osiadali emigranci, którzy uchodzili z ordy przed wewnętrznymi konfliktami. Jak wiadomo, po wygaśnięciu dynastii Rurykowiczów carską władzę przejął Borys Godunow, Tatar czystej krwi. Po jego zamordowaniu niedługi czas Moskwą rządzili Szujscy, także spokrewnieni z Tatarami. Tak przy okazji warto wiedzieć, że przodkowie Szujskich bardzo przysłużyli się chanowi Tochtamyszowi podczas ataku na Moskwę. To ich zdrada doprowadziła w 1382 r. do spalenia miasta i wyrżnięcia większości mieszkańców.
Wreszcie w 1613 r., po tzw. wielkiej smucie, czyli wewnętrznym kryzysie, tron Rusi Moskiewskiej zajęli Romanowowie. Ale w jakich okolicznościach! Źródła zachowane w kijowskiej ławrze Peczerskiej dowodzą, że ich główną podporą była tatarska arystokracja. Bo też zamach stanu był prawdziwym majstersztykiem typowej dla nich dyplomacji. Z jednej strony, w 1612 r. na Moskwę obsadzoną przez polskie wojska ruszyło pospolite ruszenie dowodzone przez dwóch Tatarów. Tak, tak, chodzi o legendy rosyjskiego patriotyzmu – rzemieślnika Kuźmę Minina i księcia Michaiła Pożarskiego. W przypadku tego ostatniego udowodniono z całą pewnością, że jego matka wywodziła się z tatarskich murzów Beklamiszów. W tym samym czasie przyszły car Michaił Romanow ukrywał się w kostromskim monastyrze Ipatiewskim. Równolegle jego ojciec, a jednocześnie patriarcha Cerkwi prawosławnej, Filaret prowadził dla pozoru negocjacje z polskim królem Zygmuntem III Wazą. Ich tematem był rzekomy carski tron dla królewicza Władysława. Głównym doradcą Filareta i prawdopodobnym mózgiem operacji był Tatar Urza Muhammad z Ordy Kazańskiej. Gdy sytuacja w Moskwie dojrzała do zwołania soboru ziemskiego, czyli zjazdu wszystkich stanów, Filaret na czele kozaków otoczył obradujących, grożąc im śmiercią, jeśli nie obiorą jego syna Michaiła za cara. Tyle że przy uważniejszym spojrzeniu kozacy na usługach Filareta okazali się nogajskimi ordyńcami z południowych stepów Rusi. I jak tu nie wierzyć, że turecki sułtan tytułował Ruś Moskiewskim Ułusem, a carów – kalifami i swoimi młodszymi braćmi. Postępował identycznie z relacjami z innymi lennikami Porty, chanami Krymu. Jak tu nie wierzyć francuskiemu przysłowiu, które mówi, że jeśli poskrobać Rosjanina, to można dojrzeć Tatarzyna. Ale wpływy mongolskie nie ograniczały się do sterowania polityką Rusi Moskiewskiej.
Kreml czy Krym?
W XIV w. Moskwa pełna była tatarskiej mowy. Taką uwagę poczynił jezuita i papieski legat wysłany na Ruś w celu jej przeciągnięcia na łaciński obrządek. Kulturowa dominacja i rola gospodarcza stepowych koczowników była tak zauważalna, że odbijała się powszechnie na codziennym życiu.
Językiem dyplomacji był arabski, który pełnił rolę moskiewskiej lingua franca w stosunkach międzynarodowych. Inaczej być nie mogło, skoro przez dwa wieki stolica Ordy, Saraj, gościła co najmniej 100 delegacji ruskich książąt. Przybywali, aby paść do nóg chanów i otrzymać z ich rąk jarłyk, znak władzy nad lennami. Stąd właśnie, a nie z Konstantynopola, jak chce dworska historia, wywodzi się carska korona zwana Czapką Monomacha. To był uroczysty element stroju wspomnianego chana Uzbeka, a nie bizantyjskich Paleologów. Ponadto mongolski był inny atrybut władzy: kaligraficzny znak książęcy zaczerpnięty z tradycji egipskich mameluków. Wreszcie z pnia języków tureckich, którymi posługiwali się koczownicy, pochodzi słowo Kreml. Oznacza umocnioną ścianę i jest zniekształconą wersją tatarskiego słowa Krym. Podobny rodowód ma nazwa współczesnej dzielnicy Moskwy: Kitaj-gorod. Nie znaczy to wcale, że do miasta masowo przybywali Kitajcy – Chińczycy. To po prostu inne określenie warowni, bo Kitaj-gorod był pierwszą przed Kremlem linią umocnień. Zresztą do dziś w nazewnictwie miejskich ulic pozostało ponad 800 nazw odnoszących się do tatarskiej obecności. Wręcz symboliczna w tym zakresie jest reprezentacyjna ulica Arbat. Według jednej z wersji jej geneza odwołuje się do koszar mongolskiej gwardii książęcej. Co tam Arbat: do dziś na Kremlu, a więc w carskiej rezydencji, zachowały się ślady Tatarskiego Domu, czyli pałacu mongolskich namiestników, a następnie ambasadorów ordy.