Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją na morzach Wschodniochińskim oraz Południowochińskim i podkreślamy wagę i potrzebę pokojowego rozwiązania sporów – takie słowa zawarte w niedawnej deklaracji ministrów spraw zagranicznych państw G7 przyjętej na spotkaniu w Hiroszimie wywołały gwałtowny protest Pekinu. „Wzywamy państwa G7, aby zachowały neutralność i nie opowiadały się po jednej ze stron sporu" – czytamy w oświadczeniu chińskiego MSZ.
Czyje jest morze
W maju w Japonii odbędzie się spotkanie przywódców państw G7 (Chiny nie są członkiem grupy), które wzbudza spore obawy Pekinu. Zapaść tam bowiem mogą postanowienia dotyczące zaostrzającego się sporu chińsko-japońskiego o wyspy Senkaku na Morzu Wschodniochińskim i w sprawie spornych obszarów Morza Południowochińskiego.
Konflikt w tym regionie wywołany ekspansywną polityką Chin przeradza się w otwartą konfrontację.
Morze Południowochińskie to obszar 3,5 mln km kwadratowych pomiędzy Chinami, Wietnamem, Malezją i Filipinami. Chiny roszczą sobie pretensje do 90 proc. tego obszaru, na którym znajdują się liczne rafy, wysepki, niewielkie laguny czy sterczące z morza skały. Zdaniem Pekinu nawet wysepki znajdujące się 800 km od Chin są chińskim terytorium – i nie jest przy tym ważne, że do wybrzeży Filipin jest stamtąd tylko 220 km.
Od miesięcy na wielu z nich trwają intensywne prace budowlane, pompowany jest piasek z dna morza i za jego pomocą powiększana powierzchnia wysepek. Powstają na nich zalążki portów, pasy startowe. Na wyspach Woody w archipelagu Wysp Paracelskich zajętych zbrojnie przez Chiny 40 lat temu rozlokowane zostały w lutym tego roku samoloty bojowe. Jak twierdzą amerykańskie źródła wywiadowcze, są tam też wyrzutnie rakietowe o zasięgu 200 km.