Maciej Sołowiej z Zamościa w 2005 r. zachorował na schizofrenię paranoidalną. W grudniu 2013 r. stan mężczyzny się pogorszył i lekarze zalecili powrót do szpitala. Sołowiej uważał, że jest zdrowy. Trafił jednak do szpitala, z którego po sześciu tygodniach uciekł.

W maju 2014 r., gdy zorientował się, że rodzice ponownie chcą go umieścić w szpitalu, wpadł w szał. Zdemolował dom i z nożem w ręku uciekł na dach. Groził, że jeśli ktoś się zbliży, będzie zabijał. Rodzina poprosiła o interwencję policję.

Na miejsce przyjechało sześciu funkcjonariuszy. Próbowali obezwładnić Macieja, ale nie mogli sobie z nim poradzić. W końcu przewrócili go na ziemię i wezwali pogotowie.

Kiedy na miejsce dotarła karetka, Maciej był nieprzytomny i nie oddychał. Lekarzom udało się przywrócić akcję serca, ale po dziesięciu dniach pobytu w szpitalu mężczyzna zmarł. Biegli uznali, że przyczyną śmierci było nieodwracalne uszkodzenie mózgu wywołane brakiem dopływu krwi.

Matka oskarża policję o brutalność. Funkcjonariusze nie mają sobie nic do zarzucenia. Twierdzą, że działali zgodnie z prawem. Podobnie uznał prokurator z Krasnegostawu, który umorzył postępowanie.

Sprawą zainteresowali się reporterzy polsatowskiego programu „Państwo w państwie". Wyniki swojego śledztwa zaprezentują w niedzielę.