Wbrew rządowym zapowiedziom nie ma szans, aby w tym roku powstały choćby trzy pierwsze kompletne i w pełni uzbrojone brygady Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) na wschodzie kraju. Najbardziej prawdopodobne jest, że utworzone zostaną tylko dowództwa czterech mniejszych jednostek – batalionów – i być może po jednej kompanii w miastach wojewódzkich na ścianie wschodniej.
Obrona terytorialna jest formacją niezwykle potrzebną do wzmocnienia bezpieczeństwa Polski. Działania, które podejmuje Rosja, są na tyle nieprzewidywalne, że musimy zakładać najgorsze scenariusze. Dlatego władze powinny nadać priorytet tworzeniu tego nowego rodzaju wojsk, a w ten projekt powinien się też zaangażować zwierzchnik sił zbrojnych, czyli prezydent. Dziś brakuje jego głosu w tej sprawie.
Sposób, w jaki budowane są Wojska Obrony Terytorialnej, budzi tymczasem niepokój, bo budowa przebiega w chaotycznie.
Szef MON Antoni Macierewicz powołał dowódców trzech pierwszych brygad na wschodzie kraju (zlokalizowanych w Rzeszowie, Lublinie i Białymstoku). Ruszyła także nieformalna rekrutacja chętnych, ale brak uregulowań prawnych powoduje, że nie można dokończyć tego procesu. Brygady nie mają wytycznych dotyczących przyjmowania kandydatów, nie wiedzą też, jak będą wyglądały kontrakty z przyjętymi do służby.