Wypadek prezydenta Dudy: Zawiniła zużyta opona

Życie Andrzeja Dudy uratował pod Opolem doświadczony kierowca z 20-letnim stażem.

Aktualizacja: 13.12.2017 05:38 Publikacja: 12.12.2017 17:54

4 marca 2016 r. na autostradzie A4 pancerne bmw wpadło w poślizg i zjechało do rowu

4 marca 2016 r. na autostradzie A4 pancerne bmw wpadło w poślizg i zjechało do rowu

Foto: PAP

Zły stan opony w prezydenckiej limuzynie przyspieszył jej zniszczenie – to jedna z kluczowych tez prokuratury i biegłych, którzy wyjaśniali przyczynę ubiegłorocznego wypadku prezydenckiej limuzyny pod Opolem. Okazuje się, że nie tylko założono wycofane z użytku opony w przednich kołach (sprawę ujawniła w ubiegłym roku „Rzeczpospolita"), wysłużone opony miały także tylne koła, w tym ta, która eksplodowała podczas jazdy z głową państwa. W wielu miejscach bieżnik opony był poniżej dopuszczalnych norm 4 mm – ustaliła „Rzeczpospolita".

4 marca na A4 pancerne bmw wpadło w poślizg i zjechało do rowu. Życie prezydenta Andrzeja Dudy, który pędził z Karpacza do Wisły, uratował doświadczony kierowca z 20-letnim stażem Jacek S. Tylną prawą oponę rozerwało na strzępy choć posiadała ona specjalne wzmocnienie – wkładkę pax, która pozwala jechać nawet 100 km „na flaku". Rozpadła się w kilka sekund po tym, gdy pędzące auto najechało na 10-milimetrowy przedmiot. To teoretycznie nie miało prawa się zdarzyć.

Śledztwo w sprawie wypadku prowadziła ponad półtora roku opolska prokuratura. Kilka dni temu umorzyła śledztwo, stwierdzając, że nikt nie przyczynił się do wypadku. Ustalenia wielu biegłych i śledczych wystawiają jednak fatalną opinię BOR za czasów Andrzeja Pawlikowskiego, odpowiadającego za transport najważniejszych osób w państwie. Choć prokuratura nie postawiła zarzutów nikomu, zebrane informacje są dowodem na to, jak lekko podchodzono do zasad bezpieczeństwa i ochrony głowy państwa.

Opona formalnie spełniała kryteria określone przez producenta (wiek, przebieg, wysokość bieżnika), jednak jak przyznaje prok. Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu na dzień zdarzenia „parametry te sięgały wartości granicznych: wiek opon dobiegał sześciu lat, przebieg przekraczał 17 tys. km, a głębokość bieżnika w zdecydowanej większości punktów pomiaru przekraczała 3 mm". Go gorsza, „opona posiadała obszary większego zużycia bieżnika, co wskazywało na miejscowe zmiany w strukturze opony", a więc poniżej dopuszczalnych norm. Grubość bieżnika, zwłaszcza w tak ciężkim samochodzie, to kluczowa kwestia – koncern bmw nakazuje użytkownikowi tego modelu, że w przypadku opony zimowej „głębokość bieżnika nie powinna spaść poniżej 4 mm". Co to oznacza? Że opona nie powinna być założona do prezydenckiej limuzyny, tym bardziej na tak długą drogę. Popełniono też błąd w samym Karpaczu – 3,5-tonowym bmw podjechano pod wyciąg na Śnieżkę, dodatkowo go eksploatując. To droga szutrowa, kamienista i oblodzona.

W kontekście tych ustaleń jasne się staje, dlaczego ówcześni szefowie BOR (Andrzej Pawlikowski i odpowiadający za transport płk Jacek Lipski) zarządzili wymianę opon we wszystkich samochodach Biura, które mają powyżej dwóch lat i 10 tys. przebiegu.

Resztę zrobiła prędkość. Dane odczytane z komputera pokładowego wskazały, że prędkość bmw w chwili zdarzenia wynosiła aż 170,1 km/h.

Śledczym nie udało się wyjaśnić, czy kierowca bmw oraz siedzący obok szef ochrony prezydenta Bartosz Hebda zbagatelizowali sygnał z komputera pokładowego o spadku ciśnienia w oponach. Wiadomo, że kierowca limuzyny otrzymał alert na pulpit, jednak jak przyznaje prok. Bar, zgromadzone dowody nie pozwalają na precyzyjne określenie, jaki czas upłynął pomiędzy sygnałem a wypadkiem. Zdaniem prokuratury nie pozwalała na to „konfiguracja systemu pojazdu", co uchroniło ich od odpowiedzialności karnej. Śledczym pozostały więc zeznania świadków (Hebdy i Jacka S.), którzy zeznali, że od alertu i wypadku upłynęły sekundy. Dlaczego to takie ważne? Bo według nieoficjalnych informacji po wypadku, kierowca miał poinformować Hebdę o spadku ciśnienia, a ten – nakazać mu jechać dalej. Prezydent Duda miał bowiem już godzinne spóźnienie do Wisły. – Osoby podróżujące limuzyną zaprzeczyły, by komunikowały się między sobą, kierowca nie miał czasu na zmniejszenie prędkości, tak by uniknąć zarzucenia pojazdu – zapewnia nas prok. Bar.

Limuzyna została zwrócona Biuru Ochrony Rządu. – Auto zostało naprawione i służy do realizacji ustawowych zadań formacji – przyznaje mjr Katarzyna Kowalewska, rzeczniczka BOR. Według naszych nieoficjalnych informacji naprawa kosztowała ok. 100 tys. zł. Samochód wykorzystywany jest do przewozu delegacji zagranicznych.

Jacek S. nadal jest kierowcą prezydenta, podobnie jak szefem ochrony jest Bartosz Hebda. Umorzenie śledztwa nie jest prawomocne. Status pokrzywdzonego ma aż 12 osób, w tym m.in. prezydent RP, jego kierowca, ale także funkcjonariusze BOR, poruszający się samochodami ochronnymi, i kierowca samochodu, którego przed zdarzeniem wyprzedzało bmw.

Zły stan opony w prezydenckiej limuzynie przyspieszył jej zniszczenie – to jedna z kluczowych tez prokuratury i biegłych, którzy wyjaśniali przyczynę ubiegłorocznego wypadku prezydenckiej limuzyny pod Opolem. Okazuje się, że nie tylko założono wycofane z użytku opony w przednich kołach (sprawę ujawniła w ubiegłym roku „Rzeczpospolita"), wysłużone opony miały także tylne koła, w tym ta, która eksplodowała podczas jazdy z głową państwa. W wielu miejscach bieżnik opony był poniżej dopuszczalnych norm 4 mm – ustaliła „Rzeczpospolita".

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?