1600 Polek zmarło w 2014 r. na raka szyjki macicy, szósty pod względem zachorowalności nowotwór złośliwy rozpoznawany u kobiet i siódmy, jeśli chodzi o przyczynę zgonów nowotworowych u Polek.
Choroba jest podstępna, bo w początkowym stadium nie daje żadnych objawów, a na podłożu zmian przedrakowych rozwija się od trzech nawet do dziesięciu lat. Zmiany, czyli śródnabłonkowa neoplazja szyjki macicy, przez wiele lat nazywana dysplazją lub rakiem przedinwazyjnym, niewykryta i nieleczona może przekształcić się w raka inwazyjnego. Często dopiero on daje objawy, np. krwawienie lub ból podczas stosunku czy badania ginekologicznego, które zmuszają chorą do wizyty u lekarza.
Nowotwór jest najczęściej wynikiem długotrwałego zakażenia wirusem brodawczaka ludzkiego HPV (szczególnie jego onkogennymi typami HPV16 i HPV18).
Oczywiście, już zmiany przedrakowe wykrywane są na podstawie badania cytologicznego. To jednak wciąż wykonywane jest zbyt rzadko, głównie ze względu na same pacjentki. Połowa zdiagnozowanych nigdy się nie badała. – Wciąż wiele kobiet nie chce zrozumieć, że powinny regularnie chodzić do ginekologa – mówi prof. Jan Kotarski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej (PTGO). Niedawno raka szyjki macicy zdiagnozował u pacjentki, która ostatni raz u ginekologa była 35 lat temu.
Czołówka śmiertelności
– Nie mogła zrozumieć, dlaczego choroby nie można wyleczyć od ręki, a leczenie jest tak uciążliwe. Tłumaczyłem, że gdyby nowotwór wykryto we wczesnym stadium, byłoby ono znacznie łatwiejsze – dodaje prof. Kotarski.