Rozprawa wyznaczona na drugim końcu Polski i poprzedzona długą podróżą samochodem lub samolotem, a bywa, że i noclegiem wykupionym po to, by możliwe było dotarcie do sądu na 8:30 po to jedynie, by na drzwiach sali sądowej przeczytać kartkę informującą, że „z powodu choroby referenta (tj. sędziego referenta) sprawa zdjęta z wokandy". Kilkaset kilometrów przejechanych w przeddzień Wigilii, jak na złość na trasie, gdzie nie pomyślano o wybudowaniu autostrady celem dowiedzenia się, że z uwagi na nieobecność świadka wywołaną brakiem wezwania go na termin, sprawa odroczona jest na termin kolejny, dajmy na to, w maju następnego roku. Święta spędzone na pisaniu apelacji w sprawie, w której uzasadnienie wyroku sporządzono wprawdzie po wielomiesięcznym okresie oczekiwania na lepsze czasy, lecz ze względu na nieuchronny okres statystyczny i zbliżający się koniec roku, nadano je w pierwszych dniach grudnia. Zarządzenie o zwrocie pozwu z powodu niewniesienia opłaty stosunkowej, choć potwierdzenie przelewu załączono doń, z całą pewnością sporządzone we wrześniu, lecz nadane w grudniu, traf chciał, że tuż przed Świętami.
Czytaj także: Sędziów wiążą polecenia przełożonych
Powodów, dla których sędziowie nie mogą od innych prawników oczekiwać wsparcia jest wiele, zaś każdy z nich znajduje uzasadnienie. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten z adwokatów lub radców, który choć raz w życiu nie zaklął siarczyście pod nosem analizując powody, które legły u podstaw niezrozumiałej, nieprzemyślanej a możliwe, że niekiedy złośliwej decyzji procesowej sędziego. Obawiam się, że więcej pośród nas widziało ostatnio spadającą gwiazdę. Czy znajdzie się klient, który ze zrozumieniem przyjmie wielomiesięczne oczekiwanie na rozprawę, a po jej wywołaniu odroczenie po 5 minutach bez rzeczowej podstawy, albo strona, która z empatią podchodzi do sytuacji, w której termin rozpoznania sprawy zbiega się z datą wyznaczoną na poród, a sąd tego nie bierze pod uwagę i wzywa do osobistego stawiennictwa pod rygorem pominięcia dowodu z jej przesłuchania?
Obawiam się, że może ich nie być wielu.
Niezależnie jednak od powyższego my, prawnicy abstrahując od osobistych antypatii, przykrości czy konfliktów i w oderwaniu od aktualnie wykonywanego zawodu mamy obowiązek sprzeciwiania się aktywnościom podejmowanym przez ustawodawcę w zakresie organizacji sądów powszechnych. Musimy głośno mówić „nie" w tych sytuacjach, w których za sprawą przyjmowanych ustaw z niezawisłości sędziowskiej robi się wydmuszkę, a niezależność sądów staje się równie mało istotna jak dogmaty głoszone przez wiernych Polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti.