Adwokat Mateusz Łątkowski o zamiłowaniu do zwierząt

Rozmowa | Mateusz Łątkowski, poznański adwokat, obrońca zwierząt

Aktualizacja: 04.06.2016 17:38 Publikacja: 04.06.2016 17:27

Adwokat Mateusz Łątkowski o zamiłowaniu do zwierząt

Foto: materiały prasowe, Przemysław Szyszka

Rz: Skąd wzięło się u pana zamiłowanie do zwierząt?

Mateusz Łątkowski: Z domu rodzinnego. Zawsze były w nim psy, więcej lub mniej. Moja mama i babcia ze strony mamy wszczepiły mi miłość do zwierząt. Byłem „chowany" przez sukę cocker-spaniela. Teraz historia zatoczyła koło, bo kiedy na świat przyszedł mój syn, w domu był i nadal jest spanielka Marylin, a dodatkowo, gościnnie, pies mojej mamy oraz brata. Wszystkie te zwierzęta zostały adoptowane.

Czyli gustuje pan w rasowych psach?

Absolutnie nie. Marylin jest jedynie w typie tej rasy i została przygarnięta. Błąkała się przy jednej z podpoznańskich dróg. W życiu nie kupiłbym rasowego psa. Schroniska są pełne zwierząt czekających na ludzką opiekę. Uważam, że lepiej dać dom zwierzęciu w potrzebie niż takiemu, które wyhodowane zostało dla zysku, często w pseudohodowli. Hołduję hasłu: „Nie kupuj, adoptuj".

Kiedy zaangażował się pan w działalność na rzecz zwierząt?

Spotkałem na swojej życiowej drodze Klaudię, która działała w organizacjach prozwierzęcych. Od siedmiu lat jest moją żoną. Na jednej z pierwszych randek okazało się, że jest zapotrzebowanie na wiedzę prawniczą w fundacjach. Pomagałem im w bieżącej obsłudze prawnej, a kiedy przywdziałem togę, postanowiłem, że będę występował w procesach dotyczących znęcania się nad zwierzętami. Pomagam też w edukacji. Uświadamiam ludziom, czym jest zwierze, jakie ma prawa i jakie są obowiązki człowieka wobec niego. Wszystko to społecznie, bez wynagrodzenia.

W ilu procesach dotyczących prawnej ochrony zwierząt pan uczestniczył?

Nawet nie chcę liczyć. W kilkudziesięciu. Ubolewam, że spraw o znęcanie się nad zwierzętami lub ich zabicie jest stanowczo za dużo.

Jaka sprawa jest dla pana największym sukcesem?

Organy ścigania jeszcze do niedawna takie sprawy traktowały jako mniej ważne, o niskiej społecznie szkodliwości czynu, bo dotyczą tylko zwierząt. Na samym początku mojej działalności uznawałem więc za sukces skierowanie aktu oskarżenia do sądu. Potem każde skazanie było sukcesem. Najbardziej jednak cieszy, gdy do sprawcy przestępstwa zaczyna docierać, co uczynił. Kwestia kary jest wówczas drugorzędna, ale także ważna. Oczywiście wielu uważa, że nie zrobili nic wielkiego, że nikogo nie skrzywdzili. Wówczas jedynie wysoka kara może pozwolić sprawcy odczuć, że jego czyn był karygodny.

A jaki najsurowszy wyrok zapadł w sprawie, w której pan uczestniczył?

Mam na koncie kilka spraw, w których zapadły wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności. To sporo, bo ustawa przewiduje maksymalną sankcję do trzech lat pozbawienia wolności, i to kiedy mamy do czynienia z przypadkiem szczególnego okrucieństwa.

Wyrok roku pozbawienia wolności i dziesięcioletni zakaz posiadania zwierząt zapadł na przykład we Włocławku w sprawie o znęcanie się nad owczarkiem niemieckim o imieniu Wolf. Współlokator jego właściciela założył psu kaganiec, przywiązał go do drzewa nieopodal mostu. Bezbronnemu, unieruchomionemu zwierzęciu zadał nie mniej niż siedem ciosów nożem. Poruszał też narzędziem przestępstwa, kiedy tkwiło już w ciele zwierzęcia, czym spowodował rozległe obrażenia wewnętrzne.

Konającego psa znalazła pod mostem para nastolatków, którzy zaalarmowali Fundację dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych EMIR. Jej wolontariusze zawieźli zwierzę do weterynarza, ale nie udało się psa uratować. Cudny owczarek się wykrwawił.

Czym tłumaczył się sprawca?

Usprawiedliwiał się tym, że był pod wpływem środków odurzających i nie wiedział, co robi. W Sądzie Rejonowym w Zgierzu zapadł też surowy wyrok. Właściciel zlecił zabicie psa swojemu koledze, bo rzekomo nie miał środków na jego utrzymanie. A to był mały kundel, który nie wymagał wielkich nakładów finansowych. Zwierzę zostało włożone do worka jutowego. Sprawca najpierw zadawał psu ciosy łopatą, a następnie worek wrzucił do dołu i przysypał ziemią. Potem się okazało, że zwierzę straciło tylko przytomność, dlatego przestało się ruszać. Wciąż jednak żyło. Spacerowicze zauważyli poruszający się piach. Promyka udało się uratować. Skazano właściciela psa i bezpośredniego sprawcę na bezwzględne pozbawienie wolności.

Takie przypadki okrutnego traktowania zwierząt można by niestety wyliczać długo.

Co łączy sprawców takich czynów?

Wspólnym mianownikiem jest to, że nie traktują zwierzęcia jako istoty żyjącej i czującej, która również cierpi. Dla nich to przedmiot, na którym w poczuciu bezkarności mogą wyładować swoją agresję czy frustracje.

Chyba ciężko uczestniczyć w takich procesach. Dlaczego pan to robi?

Ustawa – Prawo o adwokaturze nakłada na mnie jako adwokata m.in. prawny obowiązek kształtowania i stosowania prawa. Pomagając wybranym organizacjom działającym na rzecz zwierząt, wypełniam go. Mam także nadzieję, że dzięki mojej działalności i nagłaśnianiu takich spraw przez media zmieni się stosunek ludzi do zwierząt. Dlatego to robię. Nikomu nie każę zwierząt kochać, nie chcę jednak pozwolić na to, by ignorować ból i cierpienie naszych braci mniejszych.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Rz: Skąd wzięło się u pana zamiłowanie do zwierząt?

Mateusz Łątkowski: Z domu rodzinnego. Zawsze były w nim psy, więcej lub mniej. Moja mama i babcia ze strony mamy wszczepiły mi miłość do zwierząt. Byłem „chowany" przez sukę cocker-spaniela. Teraz historia zatoczyła koło, bo kiedy na świat przyszedł mój syn, w domu był i nadal jest spanielka Marylin, a dodatkowo, gościnnie, pies mojej mamy oraz brata. Wszystkie te zwierzęta zostały adoptowane.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb