Pomimo wielu nieprzychylnych Grzegorzowi Schetynie i jego partii komentarzy, to Platforma Obywatelska jest i w najbliższym czasie zapewne pozostanie liderem opozycji. To ona – po stronie opozycji – ma najwięcej możliwości działania i to na niej spoczywa największa odpowiedzialność. Nie dziwią zatem emocje, jakie, nie tylko wewnątrz partii, budzą jej polityczne dylematy związane z prawyborami prezydenckimi, przywództwem Grzegorza Schetyny czy relacjami PO z powracającym do polskiej polityki Donaldem Tuskiem.
Rzecz jednak w tym, że warunkiem trafnych dla Platformy decyzji politycznych, i szerzej jej faktycznego prymatu w opozycji, wydaje się jej głęboka polityczna autorefleksja. A nowi lub sprawdzeni już liderzy PO, zanim staną w kolejne szranki, znacznie jaśniej niż dotychczas odpowiedzieć muszą sobie i wyborcom: po co? jaka? i dla kogo właściwie ma być Platforma? Wiele wskazuje bowiem na to, że po wejściu do Sejmu lewicy i Konfederacji, oraz rewitalizacji PSL, na ubitym polu naszej politycznej rywalizacji nie wystarczy już ostra retoryka i gruby polityczny pancerz, bo istotne znaczenie znów mieć będą także polityczne barwy i sztandary.
W nowym otoczeniu
Już pierwsze tygodnie nowej parlamentarnej rzeczywistości, zanim ruszyła na dobre kampania prezydencka, pokazują, w jak złożonej sytuacji znalazła się Platforma. Sprawność mniejszych partii, od Razem przez PSL po Konfederację, szturm polityków młodszego pokolenia, wyrazistość polityczna lewicowych i prawicowych sztandarów, wreszcie coraz większy tłok w politycznym centrum i rosnąca konkurencja w walce o elektorat wolnorynkowy. Wszystko to potencjalnie stawia dziś Platformę w niewygodnej roli wielkiej zaciężnej armii z poprzedniej epoki, która na nowym dynamicznym polu walki, pod wyblakłym już nieco sztandarem, dobrze wyćwiczony ma jedynie manewr personalnego ostrzału lub starć pozycyjnych.
Dla dużej partii z dorobkiem i aspiracjami wyjścia z takiej naturalnej do pewnego stopnia pułapki nie są rzecz jasna gwałtowne szarpnięcia, czy wymyślanie politycznego prochu na nowo. O tym przekonało się niegdyś choćby SLD. Rzecz raczej w ponownym, wyrazistym opisaniu własnego potencjału i politycznej oferty.
Na kluczowe pytanie: po co właściwie walczymy o władzę, liderzy Platformy odpowiedzieć muszą dziś na tyle przekonująco, by nie tylko utrzymać pięciomilionowy elektorat, ale także, by stać się istotnym punktem odniesienia dla swych konkurentów, definiując tym samym pole nowej politycznej gry. W polityce bowiem, albo własną rolę i pozycję określa się samemu, albo robią to konkurenci.