Prezydent Donald Trump od początku swojego urzędowania wywołuje emocje w licznych środowiskach politycznych i w wielu regionach świata. Publicyści wypominają mu jego mało dyplomatyczne komentarze w mediach społecznościowych. Zarzucają mu brak ogłady, nieokrzesanie, a nawet ostatnio usłyszałem pod jego kierunkiem zarzut, że to warchoł. W publicystyce pojawiają się żarty z jego aparycji, fryzury, mimiki twarzy i gestów.
Politycy podnoszą zarzut o nieprzewidywalności i nacjonalistycznym podejściu w polityce zagranicznej. Przy okazji ostatniej odsłony wypadków w Syrii pojawiają się nawet zarzuty o zdradę interesów sojuszników kurdyjskich i zdradę interesów demokratycznej wspólnoty międzynarodowej. W polskich mediach pojawiły się dywagacje, czy Trump utrzyma zobowiązania wobec nas, czy porzuci kiedyś Polskę jak dzisiaj Kurdów.
Wiele tych zarzutów to preteksty wynikające z braku akceptacji Trumpa przez środowiska lewicowo-liberalne. Mniej więcej od pięciu dekad w naszym transatlantyckim świecie pokutuje teoria o nieuchronnym rozwoju w kierunku lewicowo-liberalnych rozwiązań politycznych, ekonomicznych i społecznych. To świat poprawności politycznej, nowomowy, multi-kulti, wykluczania tradycji, historii, religii etc. To świat przymiotnikowej demokracji, która wyklucza wiele, szczególnie konserwatywnych, nurtów z politycznego dyskursu. To w rezultacie świat niedemokratyczny. To też świat, który kreuje zastępcze problemy i zapomina o tradycyjnych zagrożeniach.
Fasadowe programy
Dojście do władzy Trumpa, z programem i akcentem na obronę interesów narodowych, zostało odebrane jako aberracja, jako wypadek w funkcjonowaniu dziejowego procesu. Zanim więc Trump cokolwiek zrobił, spotkał się z ideologicznym atakiem, który trwa do dzisiaj. Wyolbrzymia się wszelkie niezgrabne wypowiedzi i działania, kreuje się afery oraz mnoży podejrzenia i teorie spiskowe. Przemysł pogardy i ośmieszania działa nie tylko nad Wisłą, ale ma swoich aktywistów również nad Potomakiem.
Świat lewicowo-liberalny nie może się też nadziwić, że program polityczny głoszony w kampanii wyborczej może być realizowany. Światowe elity przez lata były przyzwyczajone do tego, iż tworzyły fasadowe programy na czas kampanii wyborczych, aby następnie realizować swoją skrzętnie ukrywaną agendę. Nie mam tu na myśli mądrali z Unii Demokratycznej czy Unii Wolności. Proszę sobie przypomnieć, ile rozwiązań socjalnych proponowali Barack Obama i Hillary Clinton. Proszę sobie przypomnieć, jaki szczęśliwy świat proponował Emmanuel Macron. Przypominają mu to od miesięcy „żółte kamizelki". Trump konsekwentnie stara się realizować obietnice wyborcze, m.in. w polityce zagranicznej. Zapowiadał wycofanie się z kilku konfliktów, gdzie nie widział amerykańskich interesów. Dostał na to demokratyczny mandat. Trump to nie idealista w polityce. To uczeń Henry'ego Kissingera, twardego pragmatyka, zwolennika Realpolitik.