Czy wracający do Polski Donald Tusk wie, w którym kierunku Polska się zmieniła od czasu, gdy był premierem i wygrywał kolejne kampanie wyborcze?

Słuchając jego przemówienia z 3 maja, można dojść do wniosku, że były premier trafnie rozpoznaje zagrożenia, którymi martwi się teraz mieszczański elektorat klasy średniej, zwłaszcza młodzi ludzie. Od zmian klimatycznych po inwigilacje w internecie i „delaboryzację", Tusk przedstawił zestaw zagadnień, wokół których może toczyć się nowa polityka. Trudno nie odczytywać tego jako zarysu planu na dalszą przyszłość. Tak samo jak „prezydenckiego" przesłania o konieczności odbudowy wspólnoty i tego, że polityka nie może polegać na gwarantowanym zniszczeniu. We wtorek w Poznaniu nawiązał za to do bieżącej dyskusji o wolności słowa, sztuki i wolności do „intelektualnej rebelii" na uniwersytecie, która jest efektem przemówienia red. Leszka Jażdżewskiego przed trzeciomajowym wystąpieniem szefa Rady Europejskiej. – Kluczowe dzisiaj pytanie brzmi: ile wolności na polskich uczelniach? Po co nam tak naprawdę uniwersytety? Czy uniwersytety pragną i mają możliwość u nas realizować w pełni tzw. trzecią misję: organizowania życia publicznego, skupiania ludzi o różnych poglądach i udzielania im gościny – mówił. Tusk trafnie rozpoznał, jak wiele emocji wywołało wystąpienie Jażdżewskiego.

Pytanie, na ile dobrze rozpoznaje nie tylko aktualne tematy polityczne czy zmartwienia klasy średniej, o których mówił w ubiegły piątek, ale też recepty na te problemy. Tusk zapowiada, że dla klasy średniej (i nie tylko) idą jeszcze gorsze czasy związane z wyzwaniami klimatycznymi, cyfrowymi i tak dalej. Te czasy – jak ostrzega Tusk – będą ciężkie. – Przed nami są wyzwania, które przygniotą nas, Polaków, i nas, Europejczyków, jeśli nie odnajdziemy wspólnego, politycznego mianownika – mówił 3 maja. Jednak w czasach, gdy rządził Tusk, planem na rozwiązywanie problemów była modernizacja za pomocą środków unijnych. To była oś kampanii PO w 2011. W 2007 PO odniosła się do aspiracji klasy średniej w budowie „drugiej Irlandii". Polska jednak się zmienia.

Czy w 2019 r. Donald Tusk poza wymienieniem listy zagrożeń rozpoznaje np. pogłębiający się kryzys instytucji, który pokazał między innymi strajk w oświacie? Bez tych instytucji i ich wzmocnienia trudno będzie o walkę z wyzwaniami, o których mówi. PiS stawia w dużej mierze na kolejne transfery społeczne. „Nie cieszyłyby się aż taką popularnością, gdyby obywatele wierzyli, że instytucje państwa »działają« i optymalnie potrafią spożytkować środki ze wspólnie wypracowanego budżetu" – zauważa na łamach „Polityki" Tomasz Karoń, analityk trendów społecznych,  który doradzał wielu partiom politycznym. To dotyczy szkół, sądów, jak również służby zdrowia. Czy istnieje obecnie partia, która w swojej agendzie ma wzmocnienie instytucji? Wydaje się, że nie. Np. receptą PO na wzmocnienie służby zdrowia, rynku pracy czy rolnictwa jest hasło „100 mld z unijnego budżetu", o którym od soboty mówi Schetyna. Nacisk na służbę zdrowia ma wynikać z badań ilościowych, sondaży, którymi dysponuje PO. Tylko czy wyborcy z klasy średniej rzeczywiście uznają obecnie, że receptą na kryzys służby zdrowia jest po prostu więcej pieniędzy dla lekarzy? Czy nie myślą, że będą one „przepalone", jak mówią młodzi ludzie?

Gdy Tusk rządził, PO potrafiła wychwytywać zmiany społeczne i trendy, przedstawiać odpowiednie recepty. W 2007 i 2011 była to modernizacja oparta na funduszach europejskich. Teraz Tusk przedstawił zarys nowych problemów, ale nie znamy jeszcze odpowiedzi na pytanie, czy potrafi przedstawić adekwatne odpowiedzi, istotne dla klasy średniej i jej interesów. Bez odbudowy zaufania do instytucji te interesy nie będą zabezpieczone, a klasa średnia może być podatna na pauperyzacje podczas kolejnego kryzysu. Od tego zależy, czy jego polityczny powrót zakończy się sukcesem.