Beneluks wyciągnie rękę do Polski

Polska nie może być jedną nogą w środku, a drugą na zewnątrz

Aktualizacja: 04.04.2017 20:56 Publikacja: 04.04.2017 20:08

Beneluks wyciągnie rękę do Polski

Foto: PAP/Marcin Obara

Anna Słojewska z Brukseli

W czerwcu szefowie rządów Belgii, Holandii i Luksemburga przyjadą do Warszawy na konsultacje z Grupą Wyszehradzką. Myliłby się jednak ten, kto uznałby to za dowód rosnącej pozycji Polski w UE po tym, jak premier Beata Szydło zagłosowała przeciwko odnowieniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Belgijski premier Charles Michel i jego koledzy z Beneluksu podjęli się po prostu misji wyciągania Polski z izolacji po wydarzeniach na szczycie 9 marca.

I nie chodzi o sam sprzeciw wobec Tuska, bo to mogło być zrozumiałe. Jednak deklarację Szydło o braku poparcia dla konkluzji, które z Tuskiem miały niewiele wspólnego, uznano za policzek. Charles Michel mówił wtedy wprost o szantażu, prezydent Hollande wygłosił słynną groźbę o obcięciu unijnych funduszy. Następnego dnia jeszcze w Brukseli Szydło łagodziła ton, podobnie konstruktywnie zachowywała się przy okazji prac nad deklaracją rzymską z okazji 60. rocznicy Wspólnot Europejskich.

W rewanżu Europa Zachodnia osłabiła zapisy dotyczące Unii wielu prędkości. Ale z naszych rozmów z dyplomatami w Brukseli wynika, że nie należy mieć złudzeń. UE czeka na wybory we Francji i w Niemczech, a potem idzie dalej z projektem europejskim. – Nadchodzi moment prawdy. Nie można być jedną nogą w środku, a drugą na zewnątrz. Polska musi się zdecydować, będziemy twardzi – mówi nam dyplomata jednego z państw założycielskich UE. I warto się przy tej okazji wsłuchiwać w wypowiedzi właśnie polityków Beneluksu. Oni mogą powiedzieć to, czego nie wypada Angeli Merkel.

O czym Beneluks będzie rozmawiał w Warszawie? – O uchodźcach, o praworządności – słyszymy od naszych rozmówców w Brukseli. Polska nie realizuje ciągle unijnej decyzji z września 2015 r. o podziale uchodźców, według której powinniśmy przyjąć 6182 osoby. Są jeszcze dwa kraje UE, które zachowują się tak jak my: Węgry i Austria. Komisja Europejska już zapowiedziała, że może nakładać kary, ale UE przygotowuje się też do kolejnej debaty politycznej nad nowymi przepisami, w których polityka migracyjna miałaby być zmieniona na stale. I tam też znajduje się propozycja dzielenia się uchodźcami, choć byłoby to działanie ostateczne i poprzedzone wieloma warunkami. Polska i reszta Grupy Wyszehradzkiej twardo mówią „nie". UE czeka teraz na wyrok Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który na wniosek Słowacji i Węgier ma zbadać legalność decyzji z września 2015 roku. Jeśli sąd ją podtrzyma, to jest otwarta droga zarówno do kar za jej niewykonywanie, jak i do ostatecznego uzgodnienia nowych zasad polityki migracyjnej. Dyplomaci są przekonani, że jeśli trzeba, to zostanie zarządzone po prostu głosowanie większościowe.

Ale chodzi nie tylko o imigrację. Wielkim tematem w unijnej debacie będą kwestie socjalne. Unia zapłaciła już Brexitem za setki tysięcy Polaków migrujących na Wyspy. Nie chce ryzykować perturbacji w kolejnych krajach, jak np. Francja, gdzie w debacie publicznej też pojawia się problem tanich pracowników z Europy Wschodniej. Komisja Europejska już szykuje dokument o tzw. filarze socjalnym strefy euro, który ma zapewnić obywateli, że Unia to nie tylko globalizacja. Będzie zmieniona dyrektywa o pracownikach delegowanych i harmonizowane będą inne obszary polityki socjalnej.

Jest tu świadomość potencjalnego oporu ze strony Polski, ale też rosnące przekonanie, że nie należy ustępować. – Nikt nie będzie wymyślał jakiejś formuły współpracy międzyrządowej w tych dziedzinach, które się Polsce nie podobają. Koniec z polityką wyjątków – mówi nam dyplomata. Instrumenty prawne są, bo w większości dziedzin w UE obowiązuje głosowanie większościowe, a obowiązujący w pełni od 1 kwietnia system podwójnej większości z traktatu lizbońskiego osłabia siłę polskiego sprzeciwu. Co więcej, został ustanowiony precedens w postaci ominięcia weta jednego kraju na Radach Europejskich, gdzie zwyczajowo konkluzje były przyjmowane jednomyślnie.

Konkluzje nie są decyzjami, ale wytycznymi przywódców dla Komisji Europejskiej i Rady UE, które już decydują o szczegółach legislacji. Rada Europejska, czyli szczyt przywódców, zawsze była miejscem, gdzie uwzględniano wątpliwości pojedynczych państw. Na ostatniej Radzie tego nie zrobiono i zdaniem naszych rozmówców to czytelny sygnał, że UE gotowa jest to powtórzyć, jeśli uzna, że jeden kraj dopuszcza się szantażu.

Innym polem sporu z Polską jest procedura ochrony praworządności. Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, zgłosił ten temat na agendę Rady ds. Ogólnych, w której zasiadają ministrowie spraw zagranicznych lub ministrowie ds. europejskich państw UE. To sprawdzenie, czy byłoby poparcie państw członkowskich dla wniesienia tematu na agendę Rady Europejskiej i ewentualnego ukarania Polski. Z naszych informacji wynika, że Timmermans został poproszony, żeby nie zgłaszać tego punktu na Radzie ds. Ogólnych zaplanowanej przed szczytem UE i Deklaracją Rzymską. Następna okazja nadarzy się 16 maja.

Utwardzanie stanowiska wobec Polski to wyraz przekonania, że trudno o dialog z rządem PiS. W Brukseli słychać, że były próby mediacji i Angela Merkel wyciągnęła rękę do Jarosława Kaczyńskiego, ale wyjechała z Warszawy z niczym. Sytuację pogorszył też opór wobec Tuska i styl, w jakim został on okazany. – Jeszcze na kilka tygodni przed szczytem słychać było obawy, że Tusk może nie zostać wybrany, bo trudno sprzeciwiać się jego ojczyźnie. Ale kandydatura Jacka Saryusz-Wolskiego, bez szans na nominację, pokazała, że cała ta sprawa obliczona jest wyłącznie na odbiór w Polsce. To się bardzo nie podobało – mówi nam ważny polityk jednego z największych państw UE.

Zagrożenie dla Polski nie płynie z tego, że ktoś chce nas izolować, ale z przekonania, że trzeba kręcić tymi pedałami, bo inaczej unijny projekt może się wywrócić. Stąd pomysł UE wielu prędkości, czyli głębszej integracji wokół strefy euro. Zapisy o wzmocnionej współpracy już w traktacie istnieją, ale do tej pory były stosowane raczej dla inicjatyw marginalnych (np. prawo rozwodowe czy europejska prokuratura). Teraz rośnie przekonanie, że można to będzie stosować również dla projektów o dużej wadze politycznej, jak unia obronna czy socjalna. Traktat wymaga, żeby taka grupa liczyła przynajmniej dziewięć państw. Dyplomaci są przekonani, że masa krytyczna to 15, przy czym w gronie tym muszą się zawsze znaleźć Niemcy i Francja. Jeśli wybory we Francji przegra Marine Le Pen, a w Niemczech na jesieni powstanie nowy rząd (bez znaczenia, czy kanclerzem będzie Martin Schulz czy Angela Merkel), to droga do nowej Unii politycznej stoi otworem. Polska mówi „nie" samej zasadzie unii wielu prędkości, ale jednocześnie sama wyklucza się z inicjatyw prowadzących do głębszej integracji. Tym samym daje innym powód do obchodzenia jej sprzeciwu. ©?

Anna Słojewska z Brukseli

W czerwcu szefowie rządów Belgii, Holandii i Luksemburga przyjadą do Warszawy na konsultacje z Grupą Wyszehradzką. Myliłby się jednak ten, kto uznałby to za dowód rosnącej pozycji Polski w UE po tym, jak premier Beata Szydło zagłosowała przeciwko odnowieniu kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Belgijski premier Charles Michel i jego koledzy z Beneluksu podjęli się po prostu misji wyciągania Polski z izolacji po wydarzeniach na szczycie 9 marca.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej