Na podstawie zawartości dużej części krajowych mediów w ostatnich tygodniach można dojść do wniosku, że czołowym zmartwieniem większości społeczeństwa jest obowiązujące od 1 marca ograniczenie handlu w niedziel. W pierwszy marcowy weekend pojawiły się wręcz oznaki paniki.
Na jednym z portali społecznościowych ktoś donosił, że w sieci dyskontów tłumy, jak nigdy i też wnioskował (nie bez podstaw), że w ogólnym zamieszaniu część Polaków myślała, iż już następnego dnia nastąpi pierwsza niedziela bez handlu. Mogły ich w tym przekonaniu utwierdzać niektóre spoty reklamowe.
Można też, śledząc medialne doniesienia, dojść do wniosku, że niemal cały naród – niczym polskim skoczkom narciarskim w Pucharze Świata – kibicuje z ogromnym zaangażowaniem handlowcom, wyszukującym i wymyślającym, jakby tu nowe prawo obejść i jednak w niedzielę sklepy otworzyć oraz klientów towarem uszczęśliwić. A jeśli nie uda się w ten sposób wprost świątecznego sprzedawania kontynuować, to przynajmniej przekonać wszystkich dokoła, że wprowadzane właśnie w życie unormowania są prawnym bublem, są pozbawione sensu, a przede wszystkim szkodliwe. Namnożyło się m.in. materiałów medialnych na temat planowanych przez wielkie sieci handlowe niekorzystnych dla pracowników zmian w organizacji pracy. Wynika z nich, na przykład, że niektórzy sprzedawcy, kasjerzy itp. i tak będą musieli nie tylko wracać z pracy dopiero w niedzielę, ale również przed jej zakończeniem do niej wyruszać. Pojawiały się też sondaże, według których ogromna rzesza tych, którzy dotychczas kupowali w niedzielę, nie zamierza zmieniać przyzwyczajeń, a jedynie rozejrzą się za nowymi miejscami, gdzie wciąż będą mogli to robić.
Lista nagłaśnianych pomysłów na naginanie prawa jest długa i dająca do myślenia. Niektóre podawane z całą powagą propozycje są tak ekstremalne i wydumane, że można by je zgłaszać do rozmaitych ksiąg rekordów.
Niektórzy eksperci zapowiadają, że z powodu ograniczeń niedzielnego handlu zmieni się organizacja czasu pracy nie tylko w sieciach handlowych, ale też w centrach produkcyjnych i usługach związanych z handlem. Według Jeremiego Mordasewicza, doradcy zarządu Konfederacji Lewiatan, wolne od handlu niedziele wymuszą inwestycje, np. w większe powierzchnie handlowe i kasy samoobsługowe, a to spowoduje wzrost cen.