Bratanek Alana Turinga: Nie jestem fanem „Gry tajemnic”

Podobał mi się polski film „Sekret Enigmy" z 1979 r., ponieważ w procesie jego tworzenia uczestniczył Marian Rejewski – mówi sir Dermot Turing, bratanek Alana Turinga oraz autor książki „XYZ. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy".

Publikacja: 16.04.2020 21:00

Bratanek Alana Turinga: Nie jestem fanem „Gry tajemnic”

Foto: materiały prasowe

W ubiegłym roku pańska książka, zatytułowana „XYZ. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy", trafiła do polskich czytelników. Jak brzmi najważniejsze przesłanie, które chciałby im pan przekazać?

Cóż, muszę przyznać, że moja książka powstała przede wszystkim z myślą o brytyjskich czytelnikach, ponieważ na temat Enigmy posiadają oni znacznie uboższą wiedzę niż Polacy. Jestem pewny, że gdybym przyjechał tutaj z zamiarem pouczania i edukowania Polaków, okazałbym arogancję. Nie był to więc mój cel. Niemniej jednak historia Enigmy pozostaje fascynująca dla wszystkich Europejczyków, bez względu na kraj ich pochodzenia. Tym bardziej że jest to przede wszystkim niezwykła opowieść o związanych z nią ludziach – i to może nawet w większym wymiarze niż o maszynach, co czyni ją uniwersalną. Dlatego też tak znaczną część mojej książki poświęciłem właśnie ludziom.

Wielokrotnie sugerował pan, że wkład polskich naukowców w rozwiązanie zagadki Enigmy jest często niedoceniany przez Brytyjczyków. Czy myśli pan, że jest szansa, aby ten stan rzeczy uległ zmianie? Czy badaczom uda się przywrócić Polakom należne miejsce w historii?

Na pewno nie wynika to z jakiejś ukrytej niechęci moich rodaków do Polaków. Brytyjczycy mają tendencję do koncentrowania się przede wszystkim na własnych bohaterach narodowych. Dlatego ważne jest uświadomienie im, że kwestia rozwiązania zagadki Enigmy to rezultat zrównoważonych działań trzech grup wybitnych kryptologów: polskiej, brytyjskiej i francuskiej. Żadna z nich nie odniosłaby sukcesu bez wsparcia pozostałych.

W książce wspomina pan liczne rozmowy, jakie przeprowadził z rodzinami polskich naukowców zaangażowanych w sprawę Enigmy. Czy któraś z nich poruszyła pana w jakiś szczególny sposób?

Każda z tych rozmów była szczególna i każda wyjątkowa na swój sposób. Najwięcej okazji do spotkań miałem z rodziną Henryka Zygalskiego, ponieważ wielu jej członków nadal mieszka w Wielkiej Brytanii, do której Zygalski wyemigrował po wojnie. Jego żona była uprzejma pokazać mi swoją niezwykłą kolekcję ponad 200 fotografii polskich kryptologów z czasów wojny. Zdjęcia przedstawiają ich w bardzo codziennych, zwykłych sytuacjach: rozmawiających, śmiejących się i wygłupiających. Dzięki takim właśnie świadectwom możemy się przekonać, że to byli ludzie z krwi i kości. Mieli swoje własne troski i radości. Praca nad złamaniem Enigmy nie była jedyną treścią ich życia. Oglądanie tych fotografii było dla mnie niezwykle osobistym przeżyciem. Ponadto bardzo ciepło wspominam rozmowę z panem Jerzym Palluthem, synem Antoniego Pallutha. Był to człowiek o wspaniałym poczuciu humoru. Po naszym spotkaniu umówiliśmy się na kolejne, podczas którego chciał mi opowiedzieć o swojej antykomunistycznej działalności w okresie PRL-u. Niestety, nigdy już się nie zobaczyliśmy. Pan Palluth zmarł kilka miesięcy po naszym poznaniu. Do dziś żałuję, że ta rozmowa pozostała niedokończona.

Nie ma wątpliwości, że rozwiązanie zagadki Enigmy miało kolosalny wpływ na przebieg II wojny światowej. Co zdaniem pana mogłoby się wydarzyć, gdyby kod Enigmy nie został złamany?

Uważam, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Enigma była skonstruowana w taki sposób, że prędzej czy później jej kod zostałby złamany. Oczywiście, bez pomocy Polaków i Francuzów Brytyjczykom zajęłoby to znacznie więcej czasu. Należy więc postawić pytanie, do czego mogłoby dojść, gdyby złamanie Enigmy się opóźniło. Jeżeli w lipcu 1939 r. polscy kryptolodzy nie przekazaliby efektów swojej pracy brytyjskim i francuskim agencjom wywiadu, z pewnością nie byłoby możliwe wykorzystanie tej wiedzy w 1940 r. A był to rok kluczowy dla losów Wielkiej Brytanii. Wystarczy wspomnieć słynną bitwę o Anglię. Finał tego starcia mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby Brytyjczycy nie posiadali przewagi, którą dawała im możliwość poznania treści niemieckich depesz poprzez zdekodowaną Enigmę. Ponadto było wiele przypadków, gdy straty w bombardowanych przez Niemców miastach okazały się mniejsze dzięki wcześniejszemu poznaniu zamiarów wroga. Niestety, był też tragiczny przypadek miasta Coventry. Wprawdzie udało się ustalić termin ataku, ale zdecydowano się nie ewakuować mieszkańców, by nie zdradzić Niemcom tajemnicy o złamaniu szyfru. Hitlerowcy natychmiast zmieniliby kod i lata pracy poszłyby na marne, a wojna trwałaby jeszcze dłużej. Tak więc, nawiązując do pani pytania, nawet roczne opóźnienie złamania kodu miałoby katastrofalne skutki, a strach pomyśleć o konsekwencjach jeszcze dłuższego opóźnienia.

„Gra tajemnic” (2014 r.). W roli Alana Turinga wystąpił Benedict Cumberbatch. Partnerowali mu m.in.

„Gra tajemnic” (2014 r.). W roli Alana Turinga wystąpił Benedict Cumberbatch. Partnerowali mu m.in. Keira Knightley jako Joan Clarke, Matthew Beard (Peter Hilton), Matthew Goode (Hugh Alexander) i Allen Leech (John Cairncross)

materiały prasowe

Pańska rodzina przez wiele lat walczyła o przywrócenie dobrego imienia pana stryja, Alana Turinga. Został on skazany na podstawie § 11 prawa karnego znowelizowanego ustawą z 1885 r., który dotyczył penalizacji homoseksualizmu. W 2009 r. premier Gordon Brown oficjalnie przeprosił za takie potraktowanie Alana Turinga, a w 2013 r. królowa Elżbieta II ułaskawiła go. Czy jest pan usatysfakcjonowany tymi decyzjami?

Sposób, w jaki potraktowano Alana Turinga po tym, jak ogromne zasługi oddał w czasie wojny Wielkiej Brytanii oraz całemu światu, bez wątpienia był oburzający i haniebny. Premier Gordon Brown przyznał to oficjalnie w 2009 r., co niewątpliwie stanowiło miły gest. Znacznie większe znaczenie miało jednak ułaskawienie, chociaż i tutaj nasuwają mi się dwie refleksje: skoro Alan Turing nie zrobił niczego złego, to dlaczego należy go ułaskawić? Przecież ułaskawienie zakłada słuszność oskarżenia. Poza tym, co z 49 tysiącami innych homoseksualistów, którzy podzielili los mego stryja? Jaka to jest sprawiedliwość, gdy ułaskawiamy tylko jedną osobę? Co z pozostałymi?

Słyszałam jednak, że rząd brytyjski zapowiedział przeprosiny i przywrócenie dobrego imienia także innym skazanym w przeszłości homoseksualistom. Podobno już teraz tę decyzję określa się mianem „prawa Turinga"...

Problem w tym, że większość ludzi, których miałoby to dotyczyć, już zmarła. Ci, którzy nadal żyją, muszą się o to ułaskawienie ubiegać. Tworzy się więc niezdrowa sytuacja, kiedy prawo lepiej traktuje zmarłych niż żyjących. Oczywiście, nie twierdzę, że pośmiertne ułaskawienie jest bezwartościowe. Z pewnością ma niebagatelne znaczenie moralne dla rodzin pokrzywdzonych.

Czy nie uważa pan jednak, że takie stanowisko rządu wpłynie pozytywnie na wzrost tolerancji w społeczeństwie?

Sądzę, że jest wręcz odwrotnie. To wzrost tolerancji w społeczeństwie uruchomił takie działania polityków. Przecież nie tylko moja rodzina walczyła o sprawiedliwość dla bliskiej osoby, ale także rodziny innych skazanych oraz liczne organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka i walką z dyskryminacją. Mieliśmy ogromne poparcie w społeczeństwie, a przecież politycy dostosowują się do jego nastrojów. I nie ma w tym nic złego. Wciąż jednak uważam za bardzo dziwne, iż prawo jest łaskawsze dla zmarłych niż dla żywych. Postrzegam to jako niewybaczalne i niewytłumaczalne.

Czy to, co spotkało pana stryja, skłoniło pana do wybrania kariery prawniczej? Czy myślał pan o tym, by w ten sposób walczyć ze zjawiskiem nietolerancji na płaszczyźnie prawnej?

To byłaby bardzo romantyczna historia (śmiech). Jednak nie to było powodem. Bardzo wcześnie odkryłem, że niestety nie odziedziczyłem wybitnego ścisłego umysłu po moim stryju. Naukowiec więc byłby ze mnie żaden. Postanowiłem zatem pójść w ślady ojca, który był prawnikiem.

Skoro twierdzi pan, że nie posiada umysłu ścisłego, to jak udało się panu opisać w książce tak szczegółowo funkcjonowanie Enigmy i sposób jej odkodowania?

Oczywiście, nie było to łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że wielu kwestii nadal nie rozumiem. Chcąc jednak pisać o Enigmie, musiałem choć częściowo pokonać tę barierę. Najbardziej przystępne dla mnie okazały się materiały Mariana Rejewskiego, w których klarownie dla laików przedstawia on metody, jakimi wraz ze swoim zespołem doszedł do złamania kodu Enigmy. Cały czas się jednak w tym temacie dokształcam. Prawda jest jednak taka, że zdecydowana większość ludzi nie rozumie mechanizmów działania choćby takich cudów, jak np. bomba kryptologiczna. To tylko kolejny dowód na to, jak genialni byli ich twórcy.

Pańska najnowsza książka poświęcona jest tajemnicy Enigmy. W poprzednich latach uczestniczył pan także w tworzeniu różnych publikacji związanych z tym zagadnieniem, a w 2015 r. spod pana pióra wyszła biografia Alana Turinga. Czy sądzi pan, że temat ten jest już wyczerpany, czy może pozostała jakaś ważna kwestia, którą należałoby poruszyć?

W przypadku tak wybitnej osobistości, jaką był Alan Turing, zawsze pozostaje jakaś sfera domysłów i spekulacji, którym warto by się przyjrzeć. Osobiście niezmiernie ciekawi mnie, na czym polegała działalność mojego stryja po 1942 r., gdy zakończył już pracę nad łamaniem kodu Enigmy. Z pewnością nie wyjechał na wakacje, ale do 1945 r. realizował inne projekty. Niewiele jednak wiadomo ani o tym, czego one dotyczyły, ani co się działo wówczas w życiu naukowca. Jest bardzo mało źródeł dostępnych na ten temat. Chciałbym dowiedzieć się więcej o tym owianym tajemnicą fragmencie jego życia. Moim zdaniem za mało uwagi poświęca się też jego dokonaniom na polu innym niż wojenna „przygoda" z Enigmą. A są one równie interesujące. Dla mnie szczególnie fascynujące są jego powojenne badania nad genetyką i biologią matematyczną.

Zastanawiam się, jak odebrał pan film „Gra tajemnic" z 2014 r., poświęcony głównie życiu i dokonaniom pana stryja. Czy produkcja ta jest wierną adaptacją rzeczywistości i czy spełniła pana oczekiwania?

Przyznaję, że nie jestem fanem tego filmu. Przede wszystkim nie mogę ocenić, czy kreacja Benedicta Cumberbatcha jako Alana Turinga odpowiada pierwowzorowi, bo nigdy mojego stryja nie poznałem. Ponadto wiele zawartych w nim scen jest wytworem wyobraźni twórców i nigdy nie miało miejsca. Ich rolą jest głównie wprowadzenie sensacyjnego klimatu i przez to przyciągnięcie większej liczby widzów. Myślę jednak, że tego typu zabiegi można wybaczyć: nie należy przecież mieć pretensji o to, że Hollywood działa jak Hollywood (śmiech). Za jedną rzecz jednak z pewnością jestem reżyserowi wdzięczny. Dzięki niemu historię Enigmy poznało miliony ludzi, którzy dotychczas w ogóle o niej nie słyszeli. Ostatecznie więc obraz ten przyniósł pozytywny efekt. A o to przecież chodziło. Podobała mi się za to polska produkcja „Sekret Enigmy" z 1979 r., ponieważ w procesie jej tworzenia uczestniczył Marian Rejewski, udzielając cennych konsultacji. To sprawiło, że film stał się wyjątkowo wiarygodnym świadectwem tamtych wydarzeń.

Jakie to uczucie być bliskim krewnym takiego geniusza? Czy czuje pan czasami presję ze strony swojego otoczenia, które być może wymaga od pana więcej niż od innych?

Kiedy się urodziłem, to Alan Turing nie był jeszcze tak znaną postacią jak obecnie. Dlatego też w dzieciństwie uniknąłem porównywania mnie do sławnego stryja, co chyba wyszło mi na dobre (śmiech). Dla mnie on jest po prostu kolejną wybitną postacią historyczną, jak choćby Mikołaj Kopernik czy Isaac Newton. Nie znałem go osobiście i nie wywarł on bezpośredniego wpływu na moje życie. Myślę, że łatwiej mi dzięki temu o obiektywne spojrzenie. Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem jego krewnym, ich pierwszą reakcją jest pytanie o to, jakim był człowiekiem. Zauważyłem, że to zazwyczaj ich bardziej interesuje niż jego działalność naukowa. Stąd chyba zrodziła się moja potrzeba ukazania w książce sylwetek prawdziwych ludzi, a nie maszynek do rozwiązywania matematycznych zagadek i łamania kodów

W ubiegłym roku pańska książka, zatytułowana „XYZ. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy", trafiła do polskich czytelników. Jak brzmi najważniejsze przesłanie, które chciałby im pan przekazać?

Cóż, muszę przyznać, że moja książka powstała przede wszystkim z myślą o brytyjskich czytelnikach, ponieważ na temat Enigmy posiadają oni znacznie uboższą wiedzę niż Polacy. Jestem pewny, że gdybym przyjechał tutaj z zamiarem pouczania i edukowania Polaków, okazałbym arogancję. Nie był to więc mój cel. Niemniej jednak historia Enigmy pozostaje fascynująca dla wszystkich Europejczyków, bez względu na kraj ich pochodzenia. Tym bardziej że jest to przede wszystkim niezwykła opowieść o związanych z nią ludziach – i to może nawet w większym wymiarze niż o maszynach, co czyni ją uniwersalną. Dlatego też tak znaczną część mojej książki poświęciłem właśnie ludziom.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie