Ludzie zaczęli zwracać uwagę na to, jaką kupują żywność i z jakiego kraju ona pochodzi.
To się dzieje od dawna. Nawet wielkie sieci handlowe zaczęły pokazywać w reklamach, że ich produkty pochodzą od polskich dostawców.
Nic bardziej błędnego. Według mnie kupują sobie jednego albo dwóch producentów danego produktu w Polsce i wykorzystują go w promocji. Są też stowarzyszenia, które biorą miliony, a może nawet miliardy na promocję polskiej żywności, a nic z tego nie wynika. No może poza tym, że jest to wszystko mocno korupcyjne.
Pan mówi o promocji żywności, ale kojarzycie się głównie z jej wysypywaniem i protestami.
Tak się kojarzy, bo takich używaliśmy sposobów, by zwrócić uwagę na problem. Kiedy robiliśmy pierwsze protesty i przechodziliśmy przez pasy, to minister się z nas śmiał, że nie potrafimy strajkować.
A jednak potraficie.
Możemy to dopiero pokazać. Po dwóch manifestacjach w Warszawie zauważyliśmy, że może to być wykorzystywane w skłócaniu ludności wiejskiej z miejską.
Na pewno jak ktoś wracał z pracy i stał przez was korku, to znajdzie zrozumienie dla rolniczych problemów.
Oczywiście i my to rozumiemy. Ja bym nie chciał, żeby ktoś blokował miejsce mojej pracy. Chciałbym jednak, żeby ludzie zauważyli problem, żeby ktoś stanął i zastanowił się, dlaczego rolnicy przyjechali do Warszawy, gdy mają najwięcej roboty. Każdy powinien się zastanowić, co tutaj jest nie tak.
Co jest nie tak?
To, że polski producent nie ma gdzie sprzedawać swoich produktów. Problem polega na tym, że cały handel jest oparty na sieciach wielkopowierzchniowych. Jest to całkowicie zagraniczny kapitał, któremu nie zależy, żeby handlować polskim produktem. Kiedyś Leszek Balcerowicz powiedział, że kapitał nie ma narodowości, a dziś okazuje się, że jednak ma. Jak w maju nie mieliśmy gdzie sprzedać ziemniaków po 30 groszy, to jeden z dostawców do sieci powiedział, że kupuje po złotówce z Francji.
Polskie produkty są tańsze, lepsze i łatwiej je sprowadzić, a jakiś kapitalista wybiera inne... Coś nie gra w tej historii.
Oni mają wspierać produkty w swoim kraju. Markety wymagają dziś handlu z dużymi grupami, a polski rolnik, który jest podzielony na małe gospodarstwa, nie ma gdzie sprzedawać swojego towaru. Zderzamy się z zagranicznym rolnictwem, które jest finansowane od 60 lat, a w Polsce zawsze było kulą u nogi.
W Polsce najwięcej z Unii Europejskiej otrzymali rolnicy.
Powinniśmy to porównać do Francuzów. Przecież ja z nimi konkuruję. W 2004 r. zderzyłem się z rolnictwem, które brało dopłaty od 60 lat.
W 2004 r. to pan miał 16 lat.
I czytałem wtedy książki, które dokładnie przewidywały, co stanie się z polskim rolnictwem po wejściu do Unii Europejskiej, i to wszystko się sprawdza.
Jesteście przeciw Unii?
Nie. Jesteśmy wyczuleni na punkcie równego traktowania. Trudno mówić o równym traktowaniu, gdy ja, chcąc wywieźć ziemniaki z Polski, muszę je przez tydzień badać, a francuski rolnik po prostu jedzie z nimi do Polski. Nasze państwo daje na to ciche przyzwolenie. Polski rząd, złożony z ludowców, zgodził się na wszystko, gdy wchodziliśmy do Unii.
Przecież mało brakowało, byśmy przez kwoty mleczne w ogóle nie weszli do Unii.
Negocjować trzeba tak, żeby było normalnie. Staliśmy się pośmiewiskiem w Europie.
A zauważył pan, jak się zmieniła wieś, odkąd weszliśmy do Unii? Widział pan kolejki po dopłaty?
Konkurujemy z Unią, a tamci rolnicy są lepiej dofinansowani. Na Zachodzie jest też lepszy klimat. Nie zabezpieczyliśmy swojego rynku. Zresztą jeden z dyrektorów Tesco przyznał, że środkowo-wschodnia Europa nie wymaga takich jakościowych produktów, jak zachodnia.
Ale jako konsumenci uczymy się szukać lepszych towarów. To się zmienia.
Żeby pan umiał szukać lepszych produktów, to musi pan wiedzieć, dlaczego inny towar jest gorszy. Tu nie chodzi tylko o to, jak co wygląda. Dziś, kupując, mamy słabą świadomość jakości towarów. Wiceszef GIS powiedział, że nie będą badać towarów tak, jak my tego chcemy, bo będzie wojna ekonomiczna w Europie. PiS mówił, że nikogo nie zostawi bez pomocy z powodu suszy. Uprawiam kapustę i ziemniaki, które uschły, i patrzę na rozpiskę, co gdzie zgłaszać, i okazuje się, że kapusta nie uległa w tym roku suszy.
Czas na legendarną wypowiedź premiera Cimoszewicza: „to trzeba się było ubezpieczać".
Ale od suszy nie da się ubezpieczyć. Nie ma takiej możliwości.
Nie ma takiego towarzystwa ubezpieczeniowego, które ma coś takiego w ofercie?
Nie ma. Dziś jesteśmy na zakręcie i numerem jeden powinno być bezpieczeństwo żywieniowe kraju. Konsumentów powinno interesować, czy nie będziemy pod tym względem za chwilę zależni od Niemiec i Ukrainy.
Ukrainy?
1,5 miliona ton zboża rocznie.
Przecież mamy dosyć zboża.
Unia Europejska zgodziła się na bezcłowy przywóz i trafi ono do nas. Intensywny rozwój gospodarstw na Ukrainie...
Zaraz, zaraz. Ten kraj ma naprawdę olbrzymie problemy geopolityczne. Jak to możliwe, że ich gospodarstwa wyprzedzają nasze?
Ogromne inwestycje zachodnich rolników. Są na tyle silni, że dzierżawią tam ziemię i wożą ten towar do Polski. Bo my się na to godzimy. Na Ukrainie nikt nawet nie stara się walczyć z ASF.
Ale wy macie teraz głównie pretensje do PiS, który w kampanii mówił o bardzo podobnych do was rzeczach.
Te kluczowe słowa to: „mówił" i „kampanii". Czas się zastanowić, co zrobili przez te trzy lata. Koledzy z PiS sami twierdzą, że Jurgiel trochę przespał ten okres.
Narzeka pan na ospałość ministra Jurgiela, ale mamy już nowego ministra, który jest akurat bardzo dynamiczny.
Tylko wektor tego dynamizmu jest obrócony w drugą stronę. Bije z niego duma, pycha i nikt nie jest w stanie mu nic przetłumaczyć. Dopiero jak im się pali, to biegną do mediów publicznych, a my naprawdę widzimy, jaka tam jest propaganda. Ludziom wmawia się, że za suszę jest odpowiedzialny rolnik, bo zniszczył oczka wodne. Nie ma większego idiotyzmu.
PiS-owi nie spada, więc uznają, że propaganda działa.
To się kończy. Wieś pokaże, co sądzi o tym wszystkim.
Premier Morawiecki wizytuje gospodarstwa i jest dobrze przyjmowany na wsi.
Pojechał gdzieś na Kujawy do znajomego ministra rolnictwa. Był w stodole i zapomniał podwinąć mankiety i ściągnąć spinki. Wyśmialiśmy to i przy następnej wizycie wyglądał już jak gospodarz. Oni starają się wmówić ludziom, że rolnik czeka na pieniądze od państwa.
Przecież to prawda.
Rolnik czeka na odpowiednią politykę państwa, która sprawi, że będziemy mogli otrzymywać odpowiednie wynagrodzenie, ale nie od państwa. Powinniśmy zadbać o dyplomację i nasze działania na arenie międzynarodowej.
Jak nawet z polskiej wsi wychodzi krytyka polskiej polityki zagranicznej, to robi się ciekawie.
Bo my to widzimy w praktyce. Stajemy się giermkiem Europy i wasalem Stanów Zjednoczonych. Oni jadą potem do tej stodoły...
Ale ludziom się to podoba. Polska wieś jest z PiS-em.
Ludzi to irytuje. Państwo wmawiało, że warto inwestować w dobrą żywność, bo ona będzie potrzebna, a teraz okazało się, że jest problem ze spłatą kredytu. Zapisuję sobie złote myśli ministra rolnictwa i on mówi, że powinniśmy inwestować w zioła.
Zostańmy zielarzem Europy.
Przecież my zawsze byliśmy producentami żywności, a teraz oddajemy produkcję masową zagranicy. Sam minister mówi, że nie jesteśmy w stanie konkurować z Ukrainą, bo oni zawsze robili to taniej i lepiej. Najgorsze jest to, że nie mogę nic sobie zaplanować. Dziennikarz czy dentysta mogą sobie mniej więcej wyliczyć i przewidzieć, jak będą zarabiać i co robić za rok.
To nieprawda. Ryzyko jest w każdej pracy. Tylko jak redakcja „Plusa Minusa" nie będzie chciała moich wywiadów, to ja nie zażądam, by państwo je interwencyjnie skupowało.
Ale my nie jesteśmy w stanie konkurować w Europą. Rolnik na Ukrainie ma dozwolone środki, które u nas są zabronione. Jesteśmy traktowani jak tani wyrobnicy surowca w Europie. Nie możemy robić produktu wysokiej jakości bez poczucia stabilizacji. Ludzie wzięli olbrzymie kredyty i zainwestowali w swoje gospodarstwa. To są czasem miliony. A potem wychodzi minister i mówi: sadź zioła. Do mnie dzwonią ludzie, którzy w zeszłym roku wtopili po 100 tysięcy w ziołach. W rolnictwie nie chodzi o to, by co chwila się przebranżawiać. W ten sposób w niczym nie będziemy dobrzy.
—rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95