Skandal na Białorusi. Urzędnik zmarł przed wizytą Łukaszenki

Ekonomista (50 lat) zmuszony do bielenia obory w wiosce, którą miał odwiedzić białoruski dyktator, zmarł podczas pracy. Wizyta zakończyła się skandalem.

Aktualizacja: 03.04.2019 21:34 Publikacja: 03.04.2019 12:40

Aleksander Łukaszenko

Aleksander Łukaszenko

Foto: Sputnik

Znamy ten scenariusz z historii PRL: gospodarska wizyta przywódcy czy to w zabitej dechami wiosce, czy w czołowej fabryce kraju wywoływała przysłowiowe malowanie trawników - pośpieszne zakrywanie miejsc brzydkich, malowania fasad, stawianie płotów, by oko wizytującego odbierało tylko ładne obrazki.

Na Białorusi to do dziś przyjęta praktyka, kiedy Łukaszenko chce odwiedzić jakieś państwowe gospodarstwo bliski sercu byłego dyrektora kołchozu. W marcu wybór padł na wioskę Karasie w rejonie Szkłów, okręgu mohylewskiego.

Spanikowane władze rejonowe natychmiast wysłały do wsi urzędników. Urzędnicy rejonowego zarządu rolnictwa dostali wiadra z wapnem i mieli bielić obory, choć za ich wygląd odpowiadało kierownictwo gospodarstwa, do którego należały, a na terenie nie brakowało pracowników którzy mogliby to zrobić.

Ekonomista Igor Kobylaniec też dostał wiadro z wapnem, pomimo, że zgłaszał swojemu kierownikowi, że ma kłopoty z sercem. Dzień wcześniej musiał wzywać do domu karetkę, tak źle się czuł.

Kierownik Wasilij Witiunow nie przejął się oświadczeniem podwładnego. Jak pisze portal Chartia97, ekonomista miał złe stosunki z szefem. Ten miał mu grozić, że jeżeli się Kobylaniec zwolni, to jego żona i syn będą mieli kłopoty w pracy.

Urzędnik stawił się więc w gospodarstwie, było zimno, ludziom robiło się niedobrze od smrodu gnoju i amoniaku. Kobylaniec dostał wiadro z wapnem, zaczął pracę, nagle przykląkł przy wiadrze. Zanim ktokolwiek się zorientował, stracił przytomność. Ratownicy z pogotowia reanimowali go godzinę. Bezskutecznie. Ekonomista zmarł, a jako przyczynę wpisano do dokumentów: „ostra choroba serca”.

Wizyta dyktatora w Karasiach zakończyła się skandalem. Gospodarstwo Sliżi uchodzi za jedno z bardziej zadbanych w kraju. Istnieje dwa lata, wszystko tam nowe, stado krów na początku liczące 800 sztuk podwoiło się. Mlecznych krów jest 570 i dają dziennie 10 ton mleka.

Tam zwierzęta leżą we własnych odchodach, całe w zaschniętym gnoju, wywołał gniew Łukaszenki. Obory nazwał „Oświęcimiem”.

O tym że Łukaszenko odwiedzi Sliżi firma dowiedziała się dwa dni przed wizytą. Prezydent miał zajść do jednej obory. I ta została przygotowana - krowy czyste, w sianie, paszy w bród. Inaczej wyglądały pozostałe obory, do których także zechciał zajrzeć dyktator. Zobaczył zwierzęta leżące we własnych odchodach, całe w zaschniętym gnoju, ledwie się poruszające i nie mające żadnej paszy. Wywołało gniew Łukaszenki. Obory nazwał „Oświęcimiem”.

Jaki był efekt wizyty? Poleciały głowy urzędników. Pracę stracił naczelnik Witiunow i gubernator obwodu. W samym gospodarstwie nic się nie zmieniło. Krowy stoją w gnoju jak przez odwiedzinami Łukaszenki. Pracownicy przyznają, że się do tej wizyty specjalnie nie przygotowywali.

Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona
Rolnictwo
Największy producent wina Rosji w mackach Kremla. Parodia w sądzie
Rolnictwo
Przybywa zboża z Rosji w Europie. Dojrzewa pomysł na cła
Rolnictwo
Putin zawłaszcza jeden z największych agroholdingów w Rosji. To biznes z USA
Rolnictwo
Zielony Ład i ukraińskie produkty rolne - co to oznacza dla polskiego rolnictwa?