W sierpniu o sytuacji firmy informował program Polsat News „Interwencja”. „Przy ulicy Gdańskiej w Szczecinie mieścił się słynny niegdyś na całą Polskę zakład zajmujący się szyciem jeansów. W październiku 2018 roku firmę i jej ponad 40 pracowników przejęło holendersko-belgijskie małżeństwo. Tak zaczęły się ich problemy” - informowała wówczas stacja.

Po wybuchu pandemii koronawirusa właściciele zakładu opuścili Polskę, zostawiając załogę bez środków do życia. - Od kwietnia nie pracujemy, bo 8 kwietnia zabrał wszystko co tu miał i uciekł. Dostaliśmy ostatnią wypłatę chyba 13 kwietnia.  Ale nie wszyscy i tylko po tysiąc złotych - mówiła Polsat News jedna z pracownic. Zatrudnione w zakładzie osoby to głównie osoby w wieku emerytalnym i przedemerytalnym. Tymczasem właściciele przed wyjazdem z Polski nie dopełnili formalności - nie rozwiązali umów z pracownikami i nie wystawili im świadectw pracy.

W środę z maszyniarkami w szczecińskim biurze Razem spotkał się Adrian Zandberg. - Te panie znalazły się w bardzo trudnej sytuacji, zupełnie bez swojej winy. Pracodawca potraktował je w sposób, którego nikomu byśmy nie życzyli. Zostawił je z dnia na dzień, jak niepotrzebne maszyny albo belę materiału. Od miesięcy funkcjonują w stanie zawieszenia, bez grosza w kieszeni, ani zatrudnione, ani zwolnione. To utrudnia im szukanie nowej pracy czy ubieganie się o świadczenia przedemerytalne - powiedział po spotkaniu poseł Lewicy.

Pracownice szwalni informowały o swojej sytuacji Państwową Inspekcję Pracy, ale do kontroli dotąd nie doszło. - Nie przeprowadziliśmy czynności kontrolnych, jesteśmy na etapie tak zwanych działań rozpoznawczych. Najprawdopodobniej przeprowadzenie czynności kontrolnych będzie niemożliwe, dlatego że z naszych wstępnych ustaleń wynika, że wszyscy członkowie zarządu, którzy są obcokrajowcami, opuścili terytorium RP. Na miejscu nie ma nikogo, kto mógłby nam przedstawić dokumenty albo składać oświadczenia w imieniu pracodawcy - tłumaczył w sierpniu w „Interwencji” Konrad Pachciarek, okręgowy inspektor pracy w Szczecinie.

Pracownice w tej sytuacji same zgłosiły wniosek o upadłość firmy i zawiadomiły prokuraturę. - Inspekcja naprawdę nie może w takiej sytuacji umywać rąk. Tak, mamy stan epidemii, ale to nie oznacza, że wolno zostawić pracowników w tak dramatycznej sytuacji bez wsparcia - komentował Adrian Zandberg, który zapowiedział zwrócenie się do Głównego Inspektora Pracy o wyjaśnienie tej sprawy.