Sądy unijne to nie miejsce dla radców reprezentujących mocodawców, z którymi wiąże ich dodatkowo etat czy nawet umowa cywilnoprawna. Do takiego wniosku doszli sędziowie z Luksemburga. Radcowie krytykują, adwokaci przyznają im rację.
Podatność na wpływy
Sprawa dotyczyła sporu o wypowiedzenie grantu Uniwersytetowi Wrocławskiemu przez Agencję Wykonawczą ds. Badań Naukowych (REA). Pełnomocnikiem uczelni był radca. Okazało się jednak, że poza procesowym reprezentowaniem uniwersytetu prowadził – na podstawie umowy cywilnoprawnej – zajęcia dla jego studentów. To w ocenie Sądu UE dyskwalifikowało jego skargę, która z przyczyn formalnych została odrzucona jako oczywiście niedopuszczalna.
„Zgodnie z istniejącą w porządku prawnym Unii koncepcją (...) adwokat jest współpracownikiem wymiaru sprawiedliwości, którego zadanie polega na zapewnianiu, przy zachowaniu całkowitej niezależności i w nadrzędnym interesie wymiaru sprawiedliwości, obsługi prawnej, której potrzebuje klient (...) Ten zaś wymóg niezależności adwokata czy radcy prawnego związany jest z brakiem istnienia pomiędzy nim a jego klientem jakiegokolwiek stosunku pracy" – wskazano w postanowieniu sądu UE.
W uzasadnieniu postanowienia podkreślono, że oblig bycia niezależnym – w ślad za istniejącym już orzecznictwem TSUE – wyklucza z bycia pełnomocnikami w Luksemburgu nie tylko radców zatrudnionych na etacie, ale i tych związanych ze stronami postępowania umową cywilnoprawną.
Istnieje bowiem ryzyko, że środowisko zawodowe tego radcy wywiera, przynajmniej w pewnym stopniu, wpływ na wyrażaną przez niego opinię prawną – zaakcentowano. Ta argumentacja w żaden sposób nie przemawia do niebieskich żabotów.