Zielonka: Czas na nową wizję Europy

W ostatnich latach antyeuropejscy politycy rośli w siłę na całym kontynencie. Najwyraźniej coś musi być nie tak z funkcjonowaniem UE i musimy na ten temat podjąć poważną dyskusję, a nie tylko obwiniać niewdzięcznych Brytyjczyków – uważa politolog z Uniwersytetu w Oksfordzie.

Publikacja: 30.01.2019 18:18

Demonstracja prounijna w Londynie. Nowa, zdecydowana i egalitarna Unia być może przekona więcej Bryt

Demonstracja prounijna w Londynie. Nowa, zdecydowana i egalitarna Unia być może przekona więcej Brytyjczyków do pozostania we Wspólnocie

Foto: AFP

W rosyjskich mediach społecznościowych słowo brexit nabrało nowego znaczenia: żegnasz się, ale nie wychodzisz. Wasilij Pietrowicz wypił pół litra wódki, potłukł cenną zastawę, obraził gospodarzy, powiedział „do widzenia", siedzi przy stole i pije. Jednym słowem: brexituje. Chciałbyś go wypchnąć na dwór, ale to stworzyłoby więcej problemów, niż zatrzymanie go w środku.

Ta anegdotka odzwierciedla dylemat, przed którym obecnie stoi Europa. Przez wiele lat Wielka Brytania korzystała z dobrodziejstw integracji europejskiej, nie próbując przy tym stać się konstruktywnym, nie mówiąc już, że zaangażowanym, członkiem Unii Europejskiej. Dwa lata temu zdecydowała się opuścić UE, ale wciąż zastanawia się, czy wyjść przez drzwi, przez okno czy przez komin. Wielka Brytania wciąż siedzi przy stole, przypominając pijanego Pietrowicza i irytując resztę Europy. Chcesz ją wypchnąć na dwór, ale to z różnych powodów może okazać się problematyczne.

Wspólny problem

Nie chodzi o wieloletnią przyjaźń. Państwa mają interesy, a nie przyjaciół, a nawet jeżeli kiedyś można było mówić o jakiejś nici sympatii, to brytyjscy politycy i większość prasy zrobili wszystko, by ją zerwać. A jednak Europa jest dziś wysoce zintegrowanym bytem politycznym. Nie można się wyplątać z 20 tys. wspólnych regulacji bezboleśnie i bez skutków ubocznych. Można by z powodzeniem powiedzieć, że Brytyjczycy powinni zapłacić za swoje okropne zachowanie. Jeżeli jednak posłucha się kontynentalnych firm, to wiadomo, że ból odczują również one i ich pracownicy. Nie mówiąc już o milionach europejskich obywateli, których los zależy od utrzymania modus vivendi z „perfidnym Albionem".

Twierdzenie, że brexit stanowi tylko brytyjski problem, jest argumentem bałamutnym i niebezpiecznym. Rozwód to nigdy nie jest prosta sprawa; jak głosi stare powiedzenie, do tanga trzeba dwojga. W Brukseli zdaje się nie być nikogo, kto byłby skłonny wziąć odpowiedzialność za utratę Wielkiej Brytanii: Barnier wynegocjował uczciwy układ z premier May i jeżeli brytyjskiemu parlamentowi się on nie podoba, to trudno. Jednak udział UE w sprawie rozwodowej nie ogranicza się tylko do dopełnienia formalności prawnych. UE ma prawo nalegać na backstop w sprawie granicy irlandzkiej (by na granicę między Irlandią i Irlandią Północną nie wróciły kontrole – red.); ulegnięcie w tej kwestii presji ze strony Demokratycznej Partii Unionistycznej Irlandii Północnej oznaczałoby zdradę Republiki Irlandii, czyli tego kraju członkowskiego, który najboleśniej odczuje brexit.

Małżeństwa jednak zazwyczaj rozpadają się przez dłuższy czas, za sprawą wygaśnięcia uczucia i niemożności zrealizowania pierwotnych oczekiwań, jeżeli nie wręcz marzeń. Pytanie, które unijni urzędnicy powinni sobie zadać, brzmi: dlaczego brytyjscy obywatele zdecydowali się na wyjście? Sugerowanie, że Brytyjczycy są z jakiś względów mniej europejscy, nie jest specjalnie przekonywającą odpowiedzią. Trudno też uwierzyć, że zostali po prostu zmanipulowani przez eurosceptyczne tabloidy.

Wehikuł globalizacji

Kiedy Francuzi i Holendrzy w 2004 roku dostali szansę, by wypowiedzieć się w sprawie konstytucji europejskiej, także zagłosowali na „nie", nawet bardziej przygniatającą większością. W ostatnich latach antyeuropejscy politycy rośli w siłę w całej Europie. Najwyraźniej coś musi być nie tak z funkcjonowaniem UE i musimy na ten temat podjąć poważną dyskusję, a nie tylko obwiniać niewdzięcznych Brytyjczyków i populistycznych polityków u siebie w kraju.

Prawda jest taka, że UE nie zdołała stworzyć dla swoich obywateli sensownych opcji partycypacyjnych. Zamiast chronić ludzi przed skutkami globalizacji, Unia stała się tejże globalizacji wehikułem. Nawet najsilniejsze europejskie gospodarki mają problemy z generowaniem wzrostu, a kontynentalny system państwa opiekuńczego trzeszczy w szwach. Komisja Europejska zdaje się słuchać ok. 30 tys. lobbystów pracujących w Brukseli, ale już nie zwykłych obywateli, szczególnie tych, którzy żyją w biedzie.

Ostatnia poważna reforma

Europejska polityka migracyjna i zagraniczna jest często jednocześnie niemoralna i nieskuteczna. Mnożą się konflikty w samej UE, pomiędzy krajami-wierzycielami a krajami-dłużnikami; importerami i eksporterami; tymi, którzy są w strefie euro i tymi, którzy pozostają poza nią; tymi, których niepokoi Ukraina i Rosja, a tymi, których bardziej obchodzi Afryka Północna.

Wszystko to nie oznacza, że integracja europejska jest chybionym projektem i że powinniśmy wrócić do polityki budowania murów i nurzania się w narodowej chwale. Oznacza natomiast, że jeżeli chcemy odzyskać zaufanie obywateli zarówno brytyjskich, jak i europejskich, musimy w UE przeprowadzić fundamentalne reformy.

Ostatnia poważna reforma UE została uzgodniona w Maastricht w 1991 roku. Od tego czasu Europa przeszła trzy potężne, „niekontrolowane" rewolucje: geopolityczną, geoekonomiczną i cyfrową. Nic dziwnego, że europejskie instytucje nie spełniają dziś swoich zadań, a nasi obywatele nie są zadowoleni z obecnego stanu UE. Wzywanie Brytyjczyków, by zmienili zdanie w sprawie brexitu bez zaproponowania daleko idących reform UE, jest bezprzedmiotowe.

Nie zniszczyć, a przejąć

Niestety, europejscy przywódcy zdają się ignorować te proste prawdy. Dla nich brexit to narzędzie, którego można użyć, by wystraszyć potencjalnych eurosceptyków na całym kontynencie. Efekt takiej taktyki jest odwrotny do zamierzonego; eurosceptyczni politycy nie chcą już opuszczać UE, chcą ją przejąć. Ostatnie spotkania Matteo Salviniego z Viktorem Orbánem i Jarosławem Kaczyńskim są tego najlepszym dowodem.

Wkrótce możemy obudzić się nie tylko w UE bez Wielkiej Brytanii, ale również w UE z eurosceptyczną Komisją i parlamentem. W nadchodzących miesiącach można zrobić dwie rzeczy, by zapobiec takiemu scenariuszowi: zatrzymać zegar brexitowskiego kalendarza i wyjść z mocnym przekazem zmiany w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.

Brytyjczykom kończą się opcje i będą prawdopodobnie chcieli zawiesić artykuł 50. TUE o wystąpieniu z Unii, by uniknąć katastrofy, jaką byłoby dla nich wycofanie się bez jakiejkolwiek umowy. Miałoby ono jednak fatalne konsekwencje nie tylko dla Brytyjczyków, ale również dla Europejczyków, na co ci drudzy nie są psychologicznie przygotowani.

Brytyjska propozycja będzie zapewne mglista i podatna na manipulację, ale wzywam unijnych przywódców, by ją przyjęli. Byłoby to ważne przyznanie, że płyniemy tą łodzią razem i ponosimy wspólną odpowiedzialność za przyszłość kontynentu.

Postęp na nowo

Jednak zawieszenie artykułu 50. jest tylko czasowym rozwiązaniem, pozwalającym nam zyskać trochę cennego czasu na przygotowanie poważnej agendy reform. Jak na razie propozycje prawdziwej zmiany padają tylko ze strony środowisk radykalnych, symbolizowanych przez takie postacie jak Thomas Piketty i Yanis Varoufakis. Nadszedł czas, by liberalni europejscy przywódcy zjednoczyli siły i zaproponowali własną postępową wizję nowej Europy.

Jak pokazuje społeczne poparcie dla protestu „żółtych kamizelek", propozycja Emmanuela Macrona dla Europy i Francji satysfakcjonuje jedynie garstkę uprzywilejowanych, a nie szerokie kręgi społeczne. Nowa, zdecydowana i egalitarna Europa może pomóc liberalnym przywódcom przetrwać atak populistycznych polityków podczas zbliżających się wyborów europejskich. Być może nawet niektórzy Brytyjczycy zmienią zdanie w sprawie brexitu. Zasłużyliśmy na Europę, która służy większości swoich obywateli, w tym brytyjskim. Najważniejszym europejskim słowem powinna być solidarność, a nie tylko wzrost, konkurencja i mocarstwowe projekty.

— tłum. tk

Jan Zielonka jest profesorem na Wydziale Polityki Europejskiej Uniwersytetu w Oksfordzie, autorem książki „Kontrrewolucja. Liberalna Europa w odwrocie"

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy