Francja, laicka córa Kościoła

We Francji mało kto marzy o powrocie do dominacji jakiegokolwiek kultu. Hasła religijne to tylko fasada, za którą kryją się obietnice populistów – pisze publicysta.

Aktualizacja: 17.01.2017 00:43 Publikacja: 15.01.2017 19:12

Francja, laicka córa Kościoła

Foto: 123RF

"Laickość stanowi o tożsamości Francji" – stwierdził Alain Finkielkraut w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" dwa lata temu, po zamachach na „Charlie Hebdo", i kontynuował: „Zakłada, że wszyscy są równi. Ale równocześnie zobowiązuje wszystkich do utrzymywania pewnej wstrzemięźliwości, szczególnie w szkołach. Tyle że te zasady narzucono katolicyzmowi w znacznie większym stopniu niż islamowi. Dziś we Francji powstaje więcej meczetów niż miejsc kultu wszystkich innych wyznań razem wziętych: jest ich już dwa i pół tysiąca. Nawet w samym departamencie Sekwana-Saint-Denis meczetów mamy więcej niż kościołów. A przecież w katedrze Saint-Denis są pochowani królowie Francji, a okrzyk »Montjoie Saint-Denis« zachęcał do walki francuskie rycerstwo!".

Czy zatem pojęcie laickości (la laicité) we Francji trafi do lamusa – pojęcie wypisywane od ponad dwóch wieków na sztandarach obok wolności, równości i braterstwa? Czy też, mimo wszystko, nadal stanowi o tożsamości Francji?

Równość wszystkich wyznań

A wszystko, jak to we Francji, zaczęło się od rewolucji 1789 roku, która położyła kres monarchii z woli Boga. Od tego czasu Francja przestała być traktowana jako pierworodna córa Kościoła, choć duchowieństwo jeszcze przez dziesiątki lat zachowało bardzo znaczące wpływy, ale lawina ruszyła. Konstytucja cywilna duchowieństwa z 12 lipca 1790 roku, która nacjonalizowała dobra kościelne, była de facto rozdzieleniem Kościoła i państwa, a konkordat z 1801 roku wprowadził m.in. ślub cywilny i cywilną rejestrację narodzin (l'état civil). Zdaniem historyków w ten sposób został przekroczony pierwszy próg laickości, podporządkowanie Kościoła władzy państwowej.

Ponadto równocześnie zaistniały inne ważne, nowe zjawiska. To zrównanie instytucji Kościoła z takimi instytucjami społecznymi jak szkoły czy opieka medyczna, ale i uznanie religii za mającą swoją społeczną legitymację, a Kościoła za instytucję wykonującą pełnoprawną posługę społeczną, podobnie jak i pozostałe uznane religie. Tym samym wprowadzono formalną równość wszystkich wyznań, na równi oddzielonych od państwa francuskiego.

Następnym etapem było prawo o stowarzyszeniach z 1 lipca 1901 roku i prawo z 1905 roku o rozdziale Kościoła od państwa. Zastąpiło konkordat z 1801 roku i położyło kres pojęciu religii uznanych. „Republika zapewnia – czytamy w nim – wolność sumienia. Gwarantuje wolność praktyk religijnych, ale nie uznaje, nie opłaca ani nie subwencjonuje żadnego kultu".

W ten sposób laicyzacja we Francji przekroczyła kolejny próg. Od tej pory Kościoły to raczej organizacje wyznaniowe funkcjonujące jak stowarzyszenia w oparciu o prawo z 1901 roku, a wolność wyznania i praktyk religijnych stanowi jedynie element wolności publicznej bez rozróżnienia kultów uznanych i nieuznanych.

Te same, w zasadzie, prawa zawarte są w konstytucji V Republiki z 1958 roku. Już artykuł pierwszy mówi, że „Francja jest jedną, niepodzielną Republiką laicką, demokratyczną i społeczną".

Skąd we Francji, najstarszej córce Kościoła, tak silne przywiązanie do laickości i jej podkreślanie? Z całą pewnością jest to spadek po rewolucji i fakt, że Francja uznaje się za ojczyznę praw człowieka i obywatela.

Jean Baubérot, kierownik Katedry Historii i Socjologii Laicyzmu w Ecole Pratique des Hautes Etudes (EPHE) na paryskiej Sorbonie, w jednym z artykułów stwierdził, że „laickość jest ostoją praw człowieka", a Ferdinand Buisson, pedagog i polityk, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, w swoim „Słowniku pedagogicznym" przypominał, że laickość oznacza: „równość wszystkich Francuzów wobec prawa, wolność wszelkich wyznań, instytucje stanu cywilnego i ślubów cywilnych i ogólnie wszelkich praw cywilnych zapewnionych bez żadnych warunków religijnych".

Jednakowoż, ten swoisty kult laickości nie oznacza we Francji wrogości wobec praktyk religijnych czy religii jako takich, no może z dwoma, trzema wyjątkami: okresu terroru i wojny wandejskiej podczas rewolucji, krótkiego okresu Komuny Paryskiej i wreszcie jakże tragicznego okresu rządów Vichy i okupacji hitlerowskiej.

Należy tu szczególnie uwypuklić jeszcze jeden moment w historii Francji, który śmiem nazwać trzecim progiem na drodze umacniania laickości. To rok 1968 i rewolucja obyczajowo-kullturalna, która przetoczyła się przez ten kraj.

Wówczas na sztandarach tej rewolucji pojawiły się nowe hasła „Egalité! Liberté! Sexualité!". Maj '68 był swoistym buntem przeciwko sztywnemu, wszechwiedzącemu konserwatyzmowi w kwitnącej pod względem gospodarczym Francji generała Charles'a de Gaulle'a lat 60. Zaczęła się ona w marcu, na uniwersytecie w Nanterre, na zachód od Paryża, jako żądanie prawa do tego, by starsi studenci i studentki mogli spać razem. W artykule z 15 marca 1968 roku w „Le Monde" Pierre Viansson-Ponté pisał, że Francja cierpi na groźną chorobę polityczną: „nudę". Gdzie indziej stwierdził, że od Hiszpanii po USA studenci protestują w sprawie wojen lub fundamentalnych swobód. „Studenci francuscy interesują się głównie tym, by dziewczyny mogły odwiedzać sypialnie chłopców, co jest dość wąskim pojmowaniem praw człowieka".

Oczywiście sprowadzanie buntu 1968 roku do równości seksualnej to gigantyczne uproszczenie. Był to wybuch nowych prądów w myśleniu od egzystencjalizmu po modny wówczas we Francji maoizm czy trockizm. Nie zapominajmy, że niemal cała elita francuska była lewicująca. Dopiero druga połowa 1968 roku, kiedy nastąpiła inwazja na Czechosłowację, przyniosła swoiste otrzeźwienie. Nie ulega jednak wątpliwości, że 1968 to kolejny krok w stronę laickości.

Mamy tego dość

Dziś, kiedy postępowość zachodu Europy bardzo się zagalopowała, rodzi się pytanie, czy Francja jest i nadal będzie krajem laickim. Czy wystarczy nakazać zdjęcie chust muzułmańskim uczennicom, by poczuć się pewnym, że pierwszy paragraf konstytucji Republiki jest w pełni realizowany? Czy laickości nie zagraża przypadkiem ekspansja islamu?

I należy stwierdzić jasno: Nie, jeszcze nie, ale...

Utworzona na wzór rad do spraw kultu protestanckiego i żydowskiego rada kultu muzułmańskiego nie bardzo daje sobie radę z postawami ortodoksyjnymi czy wręcz fanatycznymi, tym bardziej że w samym islamie panuje wieloraki rozłam, dzielący choćby szyitów i sunnitów. Także budowa i finansowanie obiektów kultu muzułmańskiego przysparza wiele problemów. Z jednej strony rosną nowe potrzeby, które jednak natrafiają na sprzeciw kulturowy i społeczny innych grup. Z drugiej strony nie idzie tu już tylko o obronę laickości, ale też o coraz silniejsze ciągoty do starych dobrych wartości, wzorców i autorytetów.

„On en a marre" – „mamy tego dość", to dość popularne francuskie określenie francuskiego stanu ducha, które stanowi kwintesencję popularności Frontu Narodowego. Ale nawet zwycięstwo tej partii nie stanowiłoby zagrożenia dla laickości Francji. Nikt bowiem nie marzy (no może prawie nikt) o powrocie do dominacji jakiegokolwiek kultu. Francja, podobnie jak i cała Europa Zachodnia, pozostanie laicka mimo tęsknot do... no właśnie, do czego?

Sądzę, że najprostsza odpowiedź brzmiałaby: do większej sprawiedliwości albo do jakiejś zmiany, żeby było lepiej. Ponieważ jednak taka życzeniowość jest czystą iluzją, następuje tu i ówdzie zwrot ku magom, którzy obiecują lepszą przyszłość, jeśli nie tu i teraz, to w innym życiu. Stąd już prosta droga do populizmu czy fanatyzmu podszytego taką czy inną religią.

Problemem Francji, problemem Europy nie jest, i chyba w najbliższym czasie nie będzie, odrzucenie laickości na rzecz jakiegoś kultu, albowiem żaden kult nie jest na tyle mocny, aby rozpocząć nową krucjatę. Problemem Europy jest wzajemna tolerancja i koegzystencja nie tylko na terenie Europy, ale i w krajach, gdzie dominuje kult islamu.

Jeśli chcemy żyć według naszych wypracowanych reguł, to pozwólmy innym żyć według zasad przez nich uświęconych. To droga do pokoju i tolerancji, naszych odwiecznych problemów, obecnie postrzeganych w nowej odsłonie z terroryzmem pseudowyznawców islamu w tle.

Autor był wieloletnim korespondentem polskich mediów we Francji, radcą Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Brukseli

"Laickość stanowi o tożsamości Francji" – stwierdził Alain Finkielkraut w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" dwa lata temu, po zamachach na „Charlie Hebdo", i kontynuował: „Zakłada, że wszyscy są równi. Ale równocześnie zobowiązuje wszystkich do utrzymywania pewnej wstrzemięźliwości, szczególnie w szkołach. Tyle że te zasady narzucono katolicyzmowi w znacznie większym stopniu niż islamowi. Dziś we Francji powstaje więcej meczetów niż miejsc kultu wszystkich innych wyznań razem wziętych: jest ich już dwa i pół tysiąca. Nawet w samym departamencie Sekwana-Saint-Denis meczetów mamy więcej niż kościołów. A przecież w katedrze Saint-Denis są pochowani królowie Francji, a okrzyk »Montjoie Saint-Denis« zachęcał do walki francuskie rycerstwo!".

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?