Oficjalnych danych jeszcze co prawda nie ma, ale Polska Izba Mleka, na podstawie sygnałów płynących od jej członków, ocenia, że w lutym i marcu eksporterzy mieli spore problemy ze zrealizowaniem kontraktów. Dopiero teraz, w połowie kwietnia, znowu zaczynają spływać sygnały, że rusza popyt, w ślad za odżywającą chińską gospodarką.
Problemy z frachtem
Wciąż jednak jest sporo problemów, w tym koszt transportu morskiego. – Nasz kontrahent obserwuje brak ciągłości w dostawach głównych eksportów sera i upatruje duże szanse na rozwój naszej sprzedaży. On też bierze w swoje koszty frachtów. Koszty kontenerów do wysyłki wzrosły dwukrotnie, wobec tych z czasu przed epidemią, a dostępność również jest utrudniona – mówi Edward Bajko, prezes Spolmleku, który pod koniec 2019 r. wysłał do Chin swój ser Serenada i od kilku miesięcy realizuje coraz większe zamówienia.
Najwięksi eksporterzy zwrócili się z tym problemem do Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Resort odpowiedział im, że podziela niepokój eksporterów, ale niewiele może zrobić. Wzrost cen frachtów jest związany z mniejszym importem do Europy, a statki armatorów pływają zwykle pod obcymi banderami. W efekcie, eksporterzy muszą renegocjować umowy i zmieniać stawki, rozważają też ewentualną rezygnację z kontraktów.
W tym kontekście niepokoją dane o chińskim imporcie, które pokazują, że załamania w zasadzie nie było. Według GACC, chińskiego urzędu celnego, w okresie największego kryzysu związanego z koronawirusem w Chinach, w styczniu i lutym 2020 r., ilość produktów mleczarskich importowanych do Chin spadła jedynie o 1,3 proc., a ich wartość nawet wzrosła o 4 proc. To by oznaczało, że problemy mogą dotyczyć głównie Polski. – Ani Australia, ani Nowa Zelandia szczególnie nie ubolewały, że rynek się załamał, Chiny ograniczyły import, ale go nie wstrzymały – mówi Jacek Strzelecki, ekspert rynku chińskiego.
Dane za marzec, które dadzą najpełniejszy obraz sytuacji, powinny pojawić się pod koniec tygodnia. – Naszą słabością jest, że nie mamy tam swoich ludzi, którzy by dla nas pilnowali tam rynku, a Niemcy, Nowozelandczycy, Australijczycy mają swoich specjalistów, którzy potrafili zadbać o własne interesy. Problemem nie jest więc rynek, a brak relacji – zauważa Strzelecki.
Tęsknota za targami
W utrzymaniu przychodów pomaga nieco kurs złotego, ale w tym roku raczej nie ma się co nastawiać na imprezy targowe. To w Chinach główny sposób na szukanie kontrahentów. AnuFood i Sial China zostały przełożone na drugą połowę roku, pod znakiem zapytania są targi planowane na lipiec. Chińczycy ograniczyli ostatnio możliwość wynajmowania hoteli przez obcokrajowców, których dotyczy też obowiązkowa kwarantanna, a kolejna według dzisiejszych obostrzeń czekałaby uczestników targów po powrocie do Polski.