O ważnym zaś politycznie, strategicznie, komunikacyjnie miejscu ówczesnego świata mowa. Droga między Egiptem i Syrią to zawsze wrażliwy przesmyk między morzem a pustynią na wschodzie. My powtarzamy o naszej historii, że przeciągały przez Polskę obce wojska niemal w każdym kierunku. Tam był znacznie większy „przeciąg". I nie gdzie indziej doszło do pierwszej bitwy, jaką odnotowała historia. W XV wieku przed Chrystusem wojska faraona Totmesa III starły się z koalicją władców syryjskich pod Megiddo. Po grecku Armagedon. Dlatego miejsce to – u przesmyku przez góry Karmelu poprzecznie blokujące szlaki handlowe między Południem a Północą – stało się synonimem sądu ostatecznego. Znacznie więcej: ostatecznej próby sił, ujawniającej zwycięzcę, a zadającej klęskę pokonanym, z których prawie nikt z życiem nie uchodzi.
Rysuje ksiądz tu wizję apokaliptyczną. Rozumiem, że skazanie Jezusa było swoistą apokalipsą świata uczniów, którzy za nim chodzili. Ale dlaczego o tym mówimy w kontekście polityczności procesu Jezusa?
Oto na pytania stawiane w Sanhedrynie po wskrzeszeniu Łazarza, co robić, aby nie przyszli Rzymianie, najwyższy tego roku kapłan Kajfasz odpowiada stanowczo: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród". Świętemu Janowi to świadectwo było potrzebne, aby podkreślić i skomentować: „Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno". To komentarz po wielu latach pisany przez podeszłego w latach ewangelistę, który jako młodzieniec był świadkiem Paschy Jezusa.
A gdzie tu Rzymianie?
Oni już zrobili swoje. Mimo działań służących wyeliminowaniu Jezusa przyszli i tak. W roku 70, a więc za życia pokolenia, które stało pod krzyżem Jezusa, oblegli Jerozolimę i ją zburzyli, łącznie ze Świątynią. Znamiennym świadectwem tych zdarzeń jest to, że Świątyni nie ma na wzgórzu, a przy Via Sacra dochodzącej do forum Wiecznego Miasta stoi łuk Tytusa. Na łuku widać dobrze reliefy obrazujące wynoszenie z Jerozolimy trofeów, w tym siedmioramiennego świecznika. Jezus zapowiadał: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony". Kalkulacje polityczne na nic się zdały. Trzeba było raczej posłuchać Mistrza z Nazaretu, który mówił: „wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry. Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy z domu. A kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz...".
Czy sugeruje ksiądz, że Jezus się nie bronił w procesie, bo był świadom tego, co musi się stać: tak w Jego życiu i z Nim, jak i z „tym pokoleniem"? Teraz wiemy, że oskarżony nie musi się bronić, ale wtedy – czy się w ten sposób sam nie oskarżał?