Zespół sejmowy, któremu mam zaszczyt przewodniczyć, przygotowuje aktualny raport o stratach wojennych RP. Dysponujemy natomiast raportem, który był realizowany w latach 1945–1947 przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezesie Rady Ministrów. Wtedy wszyscy Polacy, którzy przeżyli wojnę, szacowali straty, spisując je na specjalnych formularzach. Wówczas starty obliczono na ok. 258 mld zł, a w przeliczeniu na dolary dawało to 48 mld na rok 1945.
A dzisiaj?
Po waloryzacji dolara w 2017 roku uzyskujemy kwotę 858 mld dol. Licząc zatem ostrożnie, dziś Niemcy są winne Polsce co najmniej 858 mld dol. Może być znacznie więcej, gdyż Niemcy powinny zapłacić nam także różnicę z traktatu z Poczdamu, która na dziś wynosi około 80 mld zł. To wreszcie też setki miliardów, które mogą wynikać z roszczeń indywidualnych. Wiele osób, które mogły domagać się odszkodowań od Niemiec, pracujących przymusowo dla III Rzeszy, więzionych, okaleczonych, mogło i może domagać się odszkodowań. W 1972 r. prof. Klawkowski, wybitny specjalista od reperacji wojennych, oszacował dla MSZ, że roszczenia 13 mln 315 tys. osób obywateli polskich poszkodowanych przez kalectwo, inwalidztwo, sieroctwo, pracę przymusową, mogą wynosić 285 mld dol. To byłyby roszczenia indywidualne niewliczone do raportu BOW, na którym bazujemy dzisiaj. Niestety, większość z tych osób już nie żyje.
Liczy pan, że te środki Niemcy wypłacą Polsce?
Budżet niemiecki zyskał realne korzyści, nie wypłacając odszkodowań za pracę przymusową polskim robotnikom, eksploatując także polską gospodarkę przez pięć lat na rzecz swojej gospodarki. Zrabowano też setki tysięcy dzieł sztuki. Dzisiejsi Niemcy mają z czego płacić zaległe świadczenia za grabieże ich ojców i dziadków. Uważam, że lepiej by się czuli, gdyby naprawili krzywdę, choćby częściowo, którą wyrządzili Polsce.
A jakie są realne szanse na wypłatę reparacji?