Prezydent Donald Trump ma wiele życzliwości do człowieka, którego w niedawnym liście wzywał, aby „nie był głupcem" i nie udawał twardziela, grożąc przy tym zniszczeniem tureckiej gospodarki.
Takie słowa miały powstrzymać prezydenta Turcji od wydania armii rozkazu wejścia do Syrii, aby spacyfikować tam syryjskich Kurdów z YPG, sojuszników USA, ale zdaniem Ankary zdeklarowanych terrorystów. Od tego czasu nastrój prezydenta USA uległ znacznej zmianie i nazwał prezydenta Recepa Erdogana przyjacielem.
W pojednawczym liście wysłanym do Ankary w ubiegłym tygodniu Donald Trump proponował, jak pisze „Washington Post", zawarcie porozumienia handlowego na 100 mld dol. oraz umieszczenie Turcji na liście państw oczekujących na dostawy amerykańskich supermaszyn F-35. Ceną za powrót do swego rodzaju normalności w relacjach miałaby być rezygnacja Ankary z kontraktu zawartego z Rosją na zakup systemów antyrakietowych S-400. Dwie baterie rosyjskiej broni są już w Turcji i system miałby zacząć działać w kwietniu przyszłego roku. Całość kontraktu opiewa na 2,5 mld dol.
– Porozumienie w tej sprawie jest teoretycznie możliwe, pod warunkiem że Turcja nie zakupi więcej baterii S-400, a już posiadanych nie wprowadzi do systemu obrony, a USA z kolei uchylą nie tylko zakaz sprzedaży F-35, ale i umożliwią Turcji zakup systemów antyrakietowych Patriot – przekonuje „Rzeczpospolitą" prof. Ilter Turan, politolog z uniwersytetu Bilgi w Stambule.
Prezydent Erdogan przed spotkaniem z Donaldem Trumpem oświadczył, że liczy na porozumienie w tej sprawie. Problem jest jednak poważny, bo Kongres czyni starania, aby nałożyć sankcje gospodarcze na Turcję.