Ostatnie tygodnie nie były najlepsze dla wizerunku Kościoła katolickiego w Polsce. Zresztą nie tylko w Polsce. Miesiąc temu były nuncjusz apostolski w USA abp Carlo Maria Vigano w emocjonalnym liście zarzucił tuszowanie skandali pedofilskich nie tylko lokalnym kardynałom, ale też Watykanowi, łącznie z papieżem Franciszkiem. Później ujawniony został raport o pedofilii w kościele niemieckim.

Coraz głośniej było także o tym problemie w Polsce. We wrześniu zapadł precedensowy wyrok, w którym zgromadzenie zakonne zostało zobowiązane do wypłacenia odszkodowania ofierze gwałtu dokonanego przez duchownego. Równocześnie rosło napięcie przed pokazem „Kleru" Wojciecha Smarzowskiego, umiejętnie podkręcane wypuszczeniem, a później wycofaniem trailera filmu. Zbiegło się to w czasie z odejściem ze stowarzyszenia Wiosna znanego z dobroczynnej akcji Szlachetna Paczka ks. Jacka Stryczka po publikacji Onetu opisującej jego metody zarządzania, które graniczyły z nękaniem podwładnych. Prawica już zwiera szyki w obronie Kościoła. Co radykalniejsi politycy PiS domagają się wyjaśnień, dlaczego „Kler" był dofinansowany ze środków publicznych. Gdzieniegdzie pojawiają się protesty przeciwko planom wyświetlania tego filmu w lokalnych kinach. I pewne jest, że Zjednoczona Prawica zaangażuje się po stronie Kościoła, gdyż jest on ważny dla wielu tradycjonalistycznie nastawionych wyborców tej partii.

Ale paradoksalnie kłopoty Kościoła mogą być PiS na rękę w tylko jednej, za to mającej niezwykle poważne konsekwencje, sprawie. Efektem obecnych kłopotów jest bowiem zmniejszenie możliwości wywierania przez polski Kościół nacisku na polityków. W tej chwili zaś na liście spraw konfliktowych między rządem PiS a episkopatem pozostają dwie rzeczy. Pierwsza to kwestia przyjmowania uchodźców, która nie ma już tej temperatury co kiedyś. Druga to kwestia ochrony życia. Kościół zgodnie ze swoją nauką stawia sprawę twardo, mówiąc, że obowiązkiem katolickich polityków jest zrobienie wszystkiego co możliwe w celu jak największej prawnej ochrony życia poczętego. Biskupi wprost wsparli obywatelski projekt zaostrzający przepisy antyaborcyjne, który obecnie utknął w komisji. Posłowie PiS wcześniej przygotowali wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, by rozważył, czy przerywanie ciąży w przypadku dziecka, u którego stwierdzono nieodwracalne choroby genetyczne lub wady rozwojowe, jest zgodne z ustawą zasadniczą. PiS na razie sprawę zamroził w komisji, mówiąc, że czeka na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Co jakiś czas biskupi jednak przypominają o projekcie społecznym. Osłabienie głosu Kościoła sprawia, że zmniejszy się presja z ich strony na przegłosowanie ustawy zaostrzającej ochronę życia.

A zatem wiele wskazuje na to, że w roku wyborczym PiS nie będzie musiał robić szpagatów i zapewniać, że jest za ochroną życia, ale równocześnie pamiętając skalę tzw. czarnych marszy, nie ruszać sprawy aborcji. Dlatego też należy się spodziewać, że w najbliższych miesiącach w ustawie dotyczącej ochrony życia nie zostanie zmieniony nawet przecinek. A polityczny pragmatyzm, albo jak kto woli cynizm, znów wygra z wiernością swoim poglądom. ©?