Od marca Jakut szedł piechotą do Moskwy, by „wypędzić z Kremla demona" Władimira Putina. Ale został aresztowany w tajdze, na granicy Buriacji i obwodu jakuckiego. Stamtąd zawieziono go do jakuckiego szpitala psychiatrycznego, skąd po dwóch dniach – prawdopodobnie w obecności dwóch oficerów kontrwywiadu – wezwał swych zwolenników, by „uspokoili się" i „trochę odpoczęli".

Ale w Jakucku pojawił się kolejny – emerytowany policjant z drogówki Aleksandr Barchaczow. Trochę wystraszeni zwolennicy Kremla poinformowali, że „podniósł porzucony bębenek" poprzednika i ruszył na Moskwę. Podobno miał zamiar pojechać do dawnego obozowiska Gabyszewa (gdzie został on aresztowany) i tam wznowić marsz do stolicy.

Sam Barchaczow jednak zaczął dementować informacje, a pojawiające się w internecie nagrania ze swego marszu nazwał „zwykłym obrzędem oczyszczania" na głównej ulicy w Wierchniewiljusku (w Jakucji). Nie uspokoiło to jednak zwolenników Kremla, tym bardziej że w weekend (w czasie gdy poprzedni szaman siedział w szpitalu psychiatrycznym w Jakucku) w różnych regionach Rosji trzech generałów policji w tajemniczych okolicznościach popełniło samobójstwa (wszyscy byli odpowiedzialni za zaopatrzenie oddziałów policji). „Wypuście go, bo to źle się skończy!" – prokremlowscy blogerzy zaczęli apelować w internecie o uwolnienie Gabyszewa.

Szamana zwolniono w końcu ze szpitala, ale przydzielono mu ochronę, która nie odstępuje go na krok, „by nie stało się coś złego". Jednocześnie postawiono zarzut: „w nieustalonym miejscu publicznie wzywał do ekstremistycznych działań nieustaloną grupę osób".

Natomiast w Irkucku zatrzymano czterech członków grupy Gabyszewa, którzy już zdążyli dotrzeć do miasta. Jednocześnie telewizja w Czeczenii poinformowała o wykryciu „grupy czarownic i szamanów". Ponieważ rosyjskie prawo nie zakazuje tego rodzaju praktyk, miejscowe władze ograniczyły się do rodzaju samosądu przed kamerami telewizyjnymi. „Główny lekarz centrum medycyny islamskiej, teolog" Adam Elżurkajew pokazywał widzom przedmioty należące do czarowników i przekonywał, że ich właściciele „są niebezpieczniejsi od terroryzmu, wahabizmu i narkomanii". Potem wprowadzono oskarżonych i kazano im się kajać. – Karmiłam dżiny (złe duchy – red.). Najbardziej lubiły wołowinę, ale jadły też chleb – opowiadała Zina Czakajewa z Urus-Martanu. W sumie pokazano trzy kobiety i dwóch mężczyzn, z których troje przyznało się, że „czarami zajmują się ponad 30 lat".