Korespondencja z USA
Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo przez lata z powodzeniem piął się po politycznej drabinie. Pomagało mu w tym nazwisko i koneksje ojca – byłego gubernatora stanu Nowy Jork Mario Cuomo – pewność siebie i polityczny spryt.
W ubiegłym roku, gdy jego stan jako jeden z pierwszych w kraju stał się epicentrum pandemii, Cuomo zasłynął na arenie krajowej konferencjami prasowymi i tym, że przecierał szlaki innym włodarzom stanów w zarządzaniu pandemicznym kryzysem, o czym też napisał książkę. Teraz jednak, w obliczu oskarżeń seksualnych, nie ma sojuszników, a jego przyszłość polityczna wisi na włosku.
We wtorek prokurator generalna Tishia James wydała orzeczenie po pięciu miesiącach śledztwa w sprawie oskarżeń o niestosowne zachowanie z podtekstem seksualnym wysuniętych wobec Cuomo przez 11 kobiet. – Gubernator Cuomo molestował byłe i obecne pracownice stanowe, czym złamał prawo stanowe i federalne – powiedziała James. Raport prokurator generalnej obejmował zeznania co najmniej trzech kobiet, o których wcześniej prasa nie donosiła. Kobiety, wśród których były m.in. pracownica biura gubernatora, dziennikarka, a też funkcjonariuszka policji stanowej, przydzielona do jego ochrony, zarzuciły Cuomo szereg niewłaściwych zachowań, od intymnych komentarzy po niechciane dotykanie, które prawo nowojorskie określa jako molestowanie seksualne.
Według raportu biuro gubernatora w wielu przypadkach niewłaściwie odniosło się do oskarżeń, próbowało oddalać albo dyskredytować je, a w jednym przypadku nawet dokonać odwetu na kobiecie, która publicznie mówiła o zarzutach wobec gubernatora. Zdaniem śledczych w biurze gubernatora Cuomo panowała toksyczna atmosfera, tworząca „wrogie środowisko pracy sprzyjające seksualnemu molestowaniu".