Promocja obietnic może PiS sporo kosztować, politycznie też

Zdaniem opozycji wydatki rządu na reklamę tzw. piątki Kaczyńskiego są nie tylko nieuzasadnione, ale też bezprawne.

Aktualizacja: 10.04.2019 21:40 Publikacja: 10.04.2019 19:47

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

2,29 mln zł – tyle warte są trzy przetargi, które rozpisała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów w celu promocji tzw. piątki Kaczyńskiego. Jeszcze większa kwota może pójść na emisję spotów w radiu i telewizji, a z dokumentów opublikowanych przez KPRM wynika, że rząd chce, by reklama precyzyjnie trafiła do odbiorców.

Przykładowo z opisu zamówienia na prowadzenie kampanii w mediach społecznościowych oraz w internecie wynika, ile ma ona przynieść odsłon na Facebooku i w wyszukiwarce Google'a. W tym drugim przypadku wykonawca ma przygotować listę wyszukiwanych przez internautów słów kluczowych. Lista ma uwzględniać nawet literówki i będzie modyfikowana w trakcie trwania kampanii, by zwiększyć jej efektywność.

Czytaj także: Droga reklama „piątki”

Zamówienie na produkcję spotów przewiduje, że mają one „informować o programach rządowych, prezentować, jakie zmiany odczują beneficjenci programów po wejściu ich w życie". Z kolei z warunków przetargu na zakup powierzchni reklamowej w dwóch dziennikach ogólnopolskich wynika, że „w dniu publikacji w wybranych tytułach, na stronach sąsiadujących z wykupioną powierzchnią reklamową, nie będą publikowane treści o charakterze sensacyjnym/deprecjonującym Zamawiającego".

Dlaczego KPRM chce promować pomysły, o których dużo mówi się w mediach? Na to pytanie nie odpowiedziało nam Centrum Informacyjne Rządu. Zdaniem posłanki PO Izabeli Leszczyny wydatki mają wyłącznie cel wyborczy. – Jak jesteśmy firmą, promujemy to, co chcemy sprzedać. Rodziców nie trzeba raczej przekonywać, by wzięli 500 zł na pierwsze dziecko. Rząd chce więc sprzedać wyłącznie historię o tym, że PiS jest najlepszą partią, na którą trzeba głosować – mówi posłanka.

Zauważa, że koszty na promocję tzw. piątki Kaczyńskiego będą rekordowe. Dotąd największe wydatki reklamowe rządu towarzyszyły wdrażaniu programu 500+ i wyniosły ponad 3 mln zł. Na inne cele promocyjne poszły zdecydowanie niższe kwoty. Przykładowo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło 123 tys. zł na produkcję czterech spotów reklamujących zmiany w reformie systemu szkolnictwa wyższego, a w 2016 roku Ministerstwo Finansów wydało ponad 400 tys. na promocję Loterii Paragonowych

Zdaniem opozycji w dodatku tym razem KPRM chce promować rozwiązania formalnie nieprzedstawione przez członka rządu. Pod koniec lutego promował je prezes PiS, będący formalnie posłem, na konwencji partyjnej.

Izabela Leszczyna twierdzi, że doszło do złamania prawa. – Reklamy powinny być sfinansowane z funduszu wyborczego, a nie z pieniędzy KPRM – przekonuje.

Z naszych informacji wynika, że posłowie opozycji nieformalnie zwrócili się już w tej sprawie do Państwowej Komisji Wyborczej. Ta nie chce się wypowiadać na temat potencjalnego złamania przepisów. – Zasady, zgodnie z którymi PKW ocenia działalność finansową komitetów wyborczych i partii politycznych, są ściśle określone w ustawach. Wynika z nich, że PKW bada wyłącznie sprawozdania komitetów wyborczych i sprawozdania roczne partii politycznych. W żadnym innym trybie komisja nie dokonuje ocen – mówi Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego.

Jednak to nie pierwszy raz, gdy kosztowne wydatki rządu na promocję budzą kontrowersje. W 2014 roku rząd PO wydał 7 mln zł na produkcję i emisję spotu związanego z dziesiątą rocznicą wejścia Polski do Unii Europejskiej. Również wtedy pojawiły się komentarze, że celem spotu jest promocja partii rządzącej.

2,29 mln zł – tyle warte są trzy przetargi, które rozpisała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów w celu promocji tzw. piątki Kaczyńskiego. Jeszcze większa kwota może pójść na emisję spotów w radiu i telewizji, a z dokumentów opublikowanych przez KPRM wynika, że rząd chce, by reklama precyzyjnie trafiła do odbiorców.

Przykładowo z opisu zamówienia na prowadzenie kampanii w mediach społecznościowych oraz w internecie wynika, ile ma ona przynieść odsłon na Facebooku i w wyszukiwarce Google'a. W tym drugim przypadku wykonawca ma przygotować listę wyszukiwanych przez internautów słów kluczowych. Lista ma uwzględniać nawet literówki i będzie modyfikowana w trakcie trwania kampanii, by zwiększyć jej efektywność.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kucharczyk: Wyborcy mogą czuć się rozczarowani listami KO do PE
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia
Polityka
Wybory do PE. Borys Budka tłumaczy, dlaczego startuje
Polityka
Warszawa stolicą odsieczy dla Ukrainy. Europa się zmobilizowała
Polityka
Kolejny minister idzie do PE? "Powiedziałem, że przyjmę takie zadanie"