Chińczycy szpiegują UE

Były unijny ambasador został zwerbowany przez Pekin.

Aktualizacja: 20.01.2020 18:42 Publikacja: 20.01.2020 18:15

Gerhard Sabathil (z lewej) na unijno-chińskim spotkaniu dyplomatycznym w Brukseli

Gerhard Sabathil (z lewej) na unijno-chińskim spotkaniu dyplomatycznym w Brukseli

Foto: eeas.europe.eu

O sprawie jako pierwszy poinformował niemiecki tygodnik „Der Spiegel". Nie podał wszystkich danych, ale wraz z informacjami pochodzącymi z innych mediów można już powiedzieć o kogo chodzi. O szpiegostwo na rzecz Chin podejrzany jest Gerhard Sabathil, obywatel niemiecki, posiadający również paszport węgierski.

Przez 30 lat pracował w unijnych instytucjach, w ostatnich latach na wysokich stanowiskach unijnej dyplomacji, czyli Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (ESDZ). Był szefem przedstawicielstwa UE w Norwegii, Islandii, Niemczech i Korei, a w międzyczasie z centrali ESDZ, czyli z Brukseli, zawiadywał tematyką Azji i Pacyfiku. Z funkcji ambasadora UE w Seulu został odwołany zaledwie po roku, w 2017 roku, gdy został mu cofnięty certyfikat bezpieczeństwa.

Bez unijnej ochrony

Czy już wtedy chodziło o niebezpieczne kontakty z chińskim wywiadem, nie wiadomo. W każdym razie Sabathil odszedł z dyplomatycznej i urzędniczej służby i został dyrektorem zarządzającym firmy lobbingowej EUTOP, najpierw w Berlinie, a potem także w Brukseli. W tej nowej roli miał zwerbować dwie inne osoby do pracy na rzecz chińskiego wywiadu. Też lobbystów, ale z innych firm niż jego własna.

O rosnących wpływach chińskich w Brukseli mówi się od pewnego czasu, ale po raz pierwszy postawiono konkretne oskarżenia o szpiegostwo i to od razu osobie piastującej w przeszłości bardzo wysokie stanowiska w unijnych instytucjach. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi prokuratura niemiecka, a ESDZ nie jest nawet o tym informowany. – Nie było kontaktu z nami w tej sprawie. Dochodzenie trwa, to wiemy z mediów – powiedziała Virginie Battu-Henriksson, rzeczniczka prasowa Służby.

To może wydawać się zaskakujące, ale taka jest rzeczywistość unijnej dyplomacji. Nikt w ESDZ nie wie nawet, dlaczego odwołano Sabathila z funkcji ambasadora w Seulu w 2017 roku. Stało się to automatycznie, po tym jak niemieckie służby odebrały mu certyfikat bezpieczeństwa. Ale nie muszą one i nie informują o podstawach swoich decyzji. Podobnie jest ze wszystkimi innymi unijnymi urzędnikami i dyplomatami.

Instytucje UE mają własną, ale bardzo ograniczoną ochronę kontrwywiadowczą. Ich bezpieczeństwo zależy od służb krajowych. Jeśli chodzi o wiarygodność kadr, to zależy ona od weryfikacji dokonanej przez służy kraju pochodzenia. Czyli np. Polaków w instytucjach UE, którzy mają dostęp do informacji wrażliwych czy piastują wyższe stanowiska urzędnicze i zarządzają większymi budżetami, sprawdzają polskie służby. – Po nominacji na kierownicze stanowisko, ale przed dopuszczeniem do informacji wrażliwych musiałem wypełnić bogatą ankietę dla ABW – mówi nam nieoficjalnie jeden z polskich urzędników. Były tam dziesiątki szczegółowych pytań, przy czym zdaniem naszego rozmówcy głównie skupiały się one na sytuacji finansowej kontrolowanej osoby. Trzeba było wykazać wszystkie inwestycje, źródła pochodzenia własnych środków finansowych, ale także osób pozostających we wspólnym gospodarstwie domowym. Nawet jeśli nie ma się z nimi wspólnoty majątkowej.

Szpiedzy w restauracjach

Bruksela staje się coraz bardziej atrakcyjnym miejscem dla zagranicznych, w tym chińskich agentów. Rok temu ESDZ wysłał swoim pracownikom wewnętrzną notę zalecającą wzmożoną ostrożność na ulicach wokół siedziby unijnych instytucji, w ulokowanych w pobliżu restauracjach i kawiarniach, bo szacuje się, że krąży tam około 250 chińskich i 200 rosyjskich szpiegów.

O tym, że aktywność szpiegowska w Brukseli rośnie, informował też wcześniej szef belgijskiego wywiadu. Bo to Belgia jako kraj goszczący unijne instytucje odpowiada za ochronę kontrwywiadowczą na miejscu. Szerokim echem odbiła się też wypowiedź szefa austriackiej krajowej agencji wywiadowczej, który wskazywał, że Bruksela zdetronizowała Wiedeń jako stolicę szpiegów.

Wszystko to są sprawy otoczone tajemnicą, nie wiadomo więc, jakie dodatkowe środki Belgowie oraz unijne instytucje przedsięwzięli, by chronić urzędy przed szpiegowską infiltracją. Na pewno trudniej podsłuchiwać najważniejsze spotkania, bo od kilku miesięcy nie można wnosić ani telefonów komórkowych, ani tabletów na cotygodniowe kolegium unijnych komisarzy oraz na posiedzenia przywódców 28 państw w ramach Rady Europejskiej.

Przyczyny były polityczne, bo chodzi o to, żeby dyskusje były szczere i swobodne, ale przy okazji zadbano o bezpieczeństwo.

O sprawie jako pierwszy poinformował niemiecki tygodnik „Der Spiegel". Nie podał wszystkich danych, ale wraz z informacjami pochodzącymi z innych mediów można już powiedzieć o kogo chodzi. O szpiegostwo na rzecz Chin podejrzany jest Gerhard Sabathil, obywatel niemiecki, posiadający również paszport węgierski.

Przez 30 lat pracował w unijnych instytucjach, w ostatnich latach na wysokich stanowiskach unijnej dyplomacji, czyli Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (ESDZ). Był szefem przedstawicielstwa UE w Norwegii, Islandii, Niemczech i Korei, a w międzyczasie z centrali ESDZ, czyli z Brukseli, zawiadywał tematyką Azji i Pacyfiku. Z funkcji ambasadora UE w Seulu został odwołany zaledwie po roku, w 2017 roku, gdy został mu cofnięty certyfikat bezpieczeństwa.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Prezydent Andrzej Duda ułaskawił agentów CBA skazanych w aferze gruntowej
Polityka
Jacek Kucharczyk: Nie spodziewałem się na listach KO Hanny Gronkiewicz-Waltz
Polityka
Po słowach Sikorskiego Kaczyński ostrzega przed utratą przez Polskę suwerenności
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Dyrektor pisała: "Taki sobie wybrałam"