- Spadek znaczenia armii rozpoczął się już kilka lat przez puczem - podkreśla w rozmowie z rp.pl Özgür Ünlühisarcikli, dyrektor ankarskiego oddziału think tanku The German Marshall Fund of the United States.
Przez dekady armia turecka uważała się za strażnika zasad kemalizmu, świeckiej republiki założonej sto lat temu przez Mustafę Kemala Atatürka. Przeprowadziła trzy skuteczne zamachy stanu (1960 - zakończony egzekucją demokratycznie wybranego premiera, potem w 1971 i 1980) oraz odsunęła od władzy premiera wywodzącego się z partii islamistycznej w 1997 roku.
Dożywocie dla 2500 puczystów
Rola armii zanikała wraz z umacnianiem się u władzy Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) obecnego prezydenta Recepa Erdogana. Ważni oficerowie od 2007 roku byli oskarżani o udział w spiskach, zaczęła się wymiana kadr w armii, ze świeckich na islamistyczne i skłonne do współpracy z AKP.
W czwartek zakończył się kolejny proces oskarżonych o udział w zamachu stanu 15 lipca 2016 r., którego zdławienie umocniło Erdogana. Cywile oraz lojalni wobec władz żołnierze i policjanci, którzy zginęli w czasie puczu (w sumie 251 osób), są uważani za męczenników, poległych puczystów chowano w nieoznakowanych grobach.
Wśród 310 skazanych na dożywotnie więzienie dominowali wojskowi. Czternastu z nich usłyszało wyrok specjalnej wzmocnionej kary dożywocia, co biorąc pod uwagę wiek wysokich rangą wojskowych oznacza, że nigdy już nie wyjdą na wolność, bo w takim wypadku prawo przewiduje możliwość starania się o zwolnienie po 40 latach.