"Stany Zjednoczone są głęboko zaniepokojone przebiegiem wyborów prezydenckich na Białorusi z 9 sierpnia, które nie były ani wolne, ani uczciwe" - czytamy w oświadczeniu szefa amerykańskiej dyplomacji.
W tekście Mike Pompeo zwrócił uwagę na utrudnianie kandydatom startu w wyborach, uniemożliwianie pracy niezależnym obserwatorom, zastraszanie kandydatów opozycji oraz zatrzymania "pokojowych demonstrantów i dziennikarzy".
Sekretarz stanu wyraził ubolewanie, że przedstawiciele OBWE nie otrzymali we właściwym terminie zaproszenia do obserwowania wyborów. Podkreślił, że wolne i uczciwe wybory, "prawdziwie przeprowadzone", są podstawą mandatu każdej władzy.
"Wzywamy władze Białorusi do respektowania prawa obywateli do uczestniczenia w zgromadzeniach, powstrzymania się od używania siły oraz zwolnienia bezprawnie zatrzymanych. Stanowczo potępiamy trwającą przemoc wobec protestujących oraz zatrzymania zwolenników opozycji, jak również wyłączanie dostępu do internetu w celu uniemożliwienia Białorusinom rozpowszechniania informacji o wyborach i demonstracjach" - głosi oświadczenie Departamentu Stanu.
Zapewniając o przyjaźni żywionej dla Białorusi przez USA, Pompeo dodał, że Stany Zjednoczone wspierają białoruską niepodległość i suwerenność, a także "dążenia narodu białoruskiego do demokratycznej, dostatniej przyszłości". Zdaniem sekretarza stanu, by osiągnąć te cele władze Białorusi muszą poprzez czyny udowodnić swe zaangażowanie w procesy demokratyczne i szanowanie praw człowieka.
Według wstępnych wyników podanych przez miejscową Centralną Komisję Wyborczą, w niedzielnych wyborach prezydenckich rządzący krajem od 1994 r. Aleksander Łukaszenko uzyskał 80,08 proc. głosów, a jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska - 10,09 proc. Kandydatka opozycji, żona aresztowanego pod koniec maja popularnego blogera Siarheja Cichanouskiego ogłosiła, że nie uznaje oficjalnych wyników. Stwierdziła, że to ona jest zwyciężczynią wyborów.