Reklama

Brazylia: Widmo krąży nad krajem

Były prezydent Lula da Silva został skazany na 17 lat więzienia w kolejnym procesie. Mimo to pozostaje na wolności i wzywa do manifestacji.

Aktualizacja: 29.11.2019 22:17 Publikacja: 28.11.2019 21:00

Były prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula Da Silva

Były prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula Da Silva

Foto: AFP

– Zamienię ich życie w piekło – wołał pod adresem obecnych władz nadal najpopularniejszy polityk Brazylii na wiecu w Sao Paulo.

Tymczasem sąd w Porto Alegre zwiększył jego wyrok więzienia z ośmiu lat i 10 miesięcy do 17 lat – za korupcję, czyli przydzielanie rządowych kontraktów za pieniądze. – Wszystkie te procesy są fałszywe, to kłamstwo. Rozpowszechniane przez media, ministra finansów i sędziego Moro – skomentował to Luiz Inácio Lula da Silva w wywiadzie dla hiszpańskiej „El Pais”.

Sędzia Sergio Moro – obecny minister sprawiedliwości – zapoczątkował walkę z korupcją w elitach władzy i doprowadził do skazania byłego prezydenta. W sprawie tzw. Lava Jato (Myjni samochodowej) wsadził oprócz niego za kratki kilkudziesięciu prominentnych polityków i urzędników. Ale Sąd Najwyższy wydał wyrok, w którym uznał, że skazani, którzy oczekują na rozprawy apelacyjne, nie powinni siedzieć w więzieniu. – Ta decyzja jest nie do przyjęcia w kraju, który chce zwalczyć korupcję – oświadczyli prokuratorzy, ale wszyscy skazani przez sądy pierwszej instancji w Lava Jato zostali wypuszczeni – w tym Lula da Silva.

– Musimy brać przykład z ludu Chile, ludu Boliwii – wołał na wiecu uwolniony były prezydent. Do więzienia nie trafi jeszcze przez długi czas, bo toczy się przeciw niemu 13 procesów i w każdym musi przejść apelację. Zgodnie z prawem nie może jednak do 2025 roku ubiegać się o stanowiska wybieralne, ale nikt nie zabrania mu prowadzenia działalności politycznej.

Jego popularność i wezwania do demonstracji jak w innych krajach Ameryki Łacińskiej zaniepokoiły ekipę prezydencką Jaira Bolsonaro oraz brazylijski biznes. Wyjście da Silvy na wolność giełda przywitała 2-proc. spadkiem. Część ekipy rządzącej zaczęła naciskać na ministra finansów Paulo Guedesa, by zamroził kolejne reformy. Jednak finansista z dawnej „ekipy chicagowskiej”, która wspierała generała Augusto Pinocheta w sąsiednim Chile, nie chce ustąpić. Tyle że obecne władze Chile – wciąż chwalone za wolnorynkowe podejście – musiały cofnąć się przed falą manifestacji i m.in. zwiększyć minimalne płace i emerytury.

Reklama
Reklama

– Jeśli to się stało w Chile, może stać się wszędzie – powiedział jeden z brazylijskich politologów. Detonatorem rozruchów w sąsiednim kraju stała się niewielka podwyżka cen biletów komunikacji publicznej. W przyszłym roku kilka największych miast Brazylii będzie musiało zrobić to samo. Kraj czeka też podwyżka cen paliw – podobna rzecz doprowadziła do społecznego wybuchu w Ekwadorze.

– Nadchodzi moment, gdy sytuacja będzie taka jak w latach 60. (Lewica) jest wewnętrznym wrogiem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale musimy wiedzieć, co się dzieje – powiedział syn prezydenta i kongresmen Eduardo Bolsonaro, budząc popłoch jednoznacznym odwołaniem się do lat 60. i czasów wojskowej dyktatury. Jeszcze większe zdenerwowanie wywołał minister finansów, odwołując się wprost do „AI-5” – ponurej sławy Ate Institucional nr 5, dekretu przyjętego przez juntę w 1968 r., który – znosząc konstytucyjne gwarancje swobód obywatelskich – zalegalizował cenzurę i tortury.

Polityka
Będzie trudniej zostać Japończykiem. Rząd zaostrza wymagania
Polityka
Viktor Orbán rozdaje pieniądze, ale sondaże się nie odwracają
Polityka
Starlink na celowniku Rosji. Wywiad NATO ostrzega przed nową bronią
Polityka
Emmanuel Macron zapowiada, że Francja zbuduje nowy lotniskowiec
Polityka
Amerykański pościg za tankowcem u wybrzeży Wenezueli
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama