Wzrost pensji minimalnej w 2020 r. do 2600 zł, a także zapowiedź jej systematycznego, znacznego wzrostu w kolejnych latach wywołała niezadowolenie nauczycielskich związków zawodowych. Nawet przychylna rządowi NSZZ „Solidarność” pracowników oświaty zaapelowała do ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego o podwyżki od stycznia 2020 r. w wysokości 15 proc.

„Według wspólnych uzgodnień z rządem nowy system wynagradzania miał być dopracowany do 2020 r. Jak widać jednak, tempo negocjacji z przedstawicielami rządu RP nie gwarantuje wprowadzania nowego systemu od stycznia 2020 r.” – napisali związkowcy w liście do ministra.

Podczas ostatniego spotkania szefa resortu edukacji ze związkowcami, pod koniec sierpnia, zdecydowano o zawieszeniu do okresu „po wyborach” dyskusji o zmianie systemu wynagradzania nauczycieli. – W związku z niezrealizowaniem punktu porozumienia z 7 kwietnia 2019 r. dotyczącego nowego systemu wynagradzania nauczycieli wracamy do pierwotnych żądań podwyżek od przyszłego roku – mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Ryszard Proksa, szef nauczycielskiej „S”. Dodaje, że związkom bardzo nie podoba się odkładanie kwestii podwyższenia nauczycielskich płac na okres po wyborach. – Jesteśmy związkiem zawodowym i naszym zadaniem jest walka o nauczycieli. Frustracja w środowisku jest duża. W tym roku strajku nie będzie, ale za to, co wydarzy się w przyszłym roku nie mogę ręczyć - mówi Proksa. Tym bardziej, że jak przyznaje, nie spodziewali się tak galopującego wzrostu pensji minimalnej.

„S” wytknęła także ministrowi to, że - wbrew zapisom porozumienia - nie zostały wydane rozporządzenia likwidujące w szkołach przerośniętą biurokrację. A zaplanowane na 19 września powołanie zespołu ds. biurokracji ich „nie satysfakcjonuje”. – Zmiany miały dokonać się do 31 sierpnia – podsumowuje Proksa.