Starcia w polu z dużymi oddziałami Wehrmachtu, wymagające sporej wiedzy taktycznej – i działalność komórki uśmiercającej Niemców dodawanymi do żywności solami uranu. Idealiści wydający pod dowództwem harcmistrza Aleksandra Kamińskiego „Biuletyn Informacyjny" i żołnierze grup likwidacyjnych podsumowujący swoje doświadczenia godną Bogusława Lindy frazą „dziurkowaliśmy ludzi".

Relacja Wandy Ossowskiej, przesłuchiwanej w siedzibie gestapo na Szucha 57 razy („ciało tu i ówdzie zaczyna odstawać od kości. Jestem bez sił") – i ppor. Longin Wojciechowski ps. Ronin, dowódca operującej na Wileńszczyźnie 4. Brygady Partyzanckiej, który wraz z kumplem pozuje do zdjęcia, skacząc zawadiacko z bronią (czy rozładowaną?), jakby to była stopklatka z „Mission Impossible". Wdowy i pogrobowcy: aresztowana w ósmym miesiącu ciąży kurierka AK Zofia Kochańska zdołała uciec z więziennego szpitala we Lwowie na dwa tygodnie przed porodem, ojciec dziecka zginął na Pawiaku. Autorzy bestsellerowych wspomnień i ludzie, którzy milczeli przez całe życie, jak kapral Zygmunt Kaczyński „Wesoły" – jako komiwojażer fabryki Wedla przez trzy lata wędrujący z czekoladkami po korytarzach na Szucha i gromadzący bezcenne dane.

Pistolety wrzucane po akcji do beczki z kwaszoną kapustą i 106 milionów marek (zrabowanych na potrzeby podziemia) ukrytych pod stertą ziemniaczanych obierzyn. Delikatne żyroskopy, wydobyte z rozbitego pocisku V2, przekazane do Londynu – i „jeżyki" z dwóch kawałków zaostrzonej stali, rozrzucane na jezdni. Szklane fiolki z truciznami – i warsztaty rusznikarskie, improwizowane w przedwojennych warsztatach samochodowych. Wódka, stale obecna w leśnych oddziałach, choć niby picie jej miało być karane śmiercią – i arkusze egzaminacyjne drukowane na potrzeby tajnego nauczania.

W dziejopisarstwie królestw, miast czy zrywów zwykle przychodzi czas, gdy po wyliczeniu przesileń politycznych i decydujących bitew, spisaniu biografii przywódców i bohaterów pojawia się potrzeba przyjrzenia się codzienności: wszystkim doświadczeniom, które wyróżniały ludzi danej epoki. „Wielka księga Armii Krajowej" jest tego rodzaju podsumowaniem dokonań AK-owców ukazującym – to chyba jej największa zaleta – niezwykłą rozpiętość ich doświadczeń. Sanitariuszkom z Wilna, warszawskim gazeciarzom i konspiratorom zajmującym się wywiadem przemysłowym na Śląsku wspólna była tylko składana przysięga.

Czy wydawanie dziejów AK w formule tak luksusowej – twarda oprawa, wklęsły druk, szafowanie miejscem na marginesy i ilustracje – nie jest oznaką „cukrowania się legendy" czy wręcz traktowania dziejów największej konspiracji okupowanej Europy jako przedmiotu zbytku – do postawienia na półce w salonie? Mam nadzieję, że to po prostu normalność: Armia Krajowa, opuszczona przez aliantów i splugawiona przez komunistów, której historię trzeba było przez lata gorączkowo odtwarzać i ocalać, stała się na dobre częścią pamięci zbiorowej: czas na jej przetwarzanie w postaci kronik, encyklopedii, komiksów, a bodaj i „ksiąg chwały".