Czterdzieści lat później sklepu z oranżadą już nie ma, w tym samym miejscu jest szalet publiczny, a i same oranżady też na wymarciu, na listę zagrożonych gatunków je wciągnąć właściwie należy. Ale prywaciarstwo jako postawa przetrwało, ba, nasiliło się nieprawdopodobnie, przeżywa renesans z erupcją w postaci wyborów samorządowych. Już tłumaczę. Otóż po raz pierwszy – a teraz już porzuciłem krotochwilny ton i piszę śmiertelnie poważnie – ludzie, którzy weszli do polityki, nie ukrywają w swej masie, że owszem, chcą z tego coś mieć, robią to dla korzyści. Wymiernych i wyliczalnych korzyści. Oni sprywatyzowali politykę, są w niej dla zysku i się tego nie wypierają.