Krzysztof Ziemiec: Dzisiejsze szkoły są jak kamieniołomy

To po co wy właściwie chodzicie do tej szkoły?! – krzyknąłem nie tyle poirytowany „odpornością" moich dzieci na wiedzę, ile załamany moimi malejącymi umiejętnościami korepetytorskimi. Na odpowiedź nie musiałem czekać nawet sekundy. – Po to, żeby zdać testy. Pani tego od nas wymaga – moje nastolatki odpowiedziały z rozbrajającą szczerością.

Aktualizacja: 19.11.2016 18:46 Publikacja: 18.11.2016 23:01

Krzysztof Ziemiec: Dzisiejsze szkoły są jak kamieniołomy

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Uzmysłowiłem sobie, że jeżeli nie chcemy być narodem głupków, to jest ostatni moment, żebyśmy coś z tym zrobili.

Od kilku miesięcy toczą się burzliwe spory wokół reformy edukacji. Związki nauczycielskie boją się trzęsienia ziemi, jakie przynosi każda poważna zmiana, i można im tylko współczuć. Szkoda tylko, że nikt nie współczuje dzieciom. To o nie powinien toczyć się bój, a nie tylko o etaty i pensje pedagogów.

Współczesna szkoła jest jak praca w kamieniołomach. Lekcje do godz. 15–16 to norma, a w tym czasie niewiele wiedzy trafia do dziecięcych głów. Potem, po szybkim obiedzie, znów lekcje – domowe wkuwanie. Podstawa programowa jest tak napisana, że czasu nie starcza na wiele. Tylko: pytanie – odpowiedź. Test za testem. Tabela i jedna z czterech możliwych odpowiedzi. Temat za tematem. Przedmiot za przedmiotem. A doba ma tylko 24 godziny, więc na pomoc muszą przyjść rodzice.

Czytaj więcej:

"Dobra zmiana" hoduje tępych koniunkturalistów

 

 

Niestety, skutkiem jest to, że dzieci muszą od mamy i taty wysłuchać sporo brzydkich słów pod adresem zarówno tych, którzy to wszystko wymyślili, jak i tych którzy napisali tak durne, bo niezrozumiałe nawet dla dorosłych, podręczniki, a także i tych, którzy nauczają bez sukcesu w szkole. I ratują się zrzucaniem ciężaru przyswojenia wiedzy na dzieci – czyli de facto na rodziców.

No bo jak wymagać od pierwszoklasisty, by wiedział, jak po angielsku nazywa się romb, skoro nawet po polsku w tym wieku nie wie, co to jest. Jak od nieco starszych uczniów wymagać skomplikowanej choćby z powodu nazewnictwa wiedzy o czasach starożytnych, skoro dziecko nie ma pojęcia, o czym mowa, bo nikt na lekcji nawet nie powiązał tego z antyczną mapą świata?

A zarazem pozwala się na opuszczenie murów gimnazjum siedemnastolatkom bez ugruntowanej wiedzy choćby na temat najnowszej historii świata, dziejów III RP, na temat podstaw ekonomii czy zjawisk zachodzących w przyrodzie. Gdzie jest miejsce na wychowanie młodych przez historię? Gdzie czas na doświadczenia, na rozwój potencjału, który istnieje dzięki codziennemu obcowaniu z internetem? Gdzie wreszcie czas na hobby, na książkę, spotkania z rówieśnikami, na kino czy po prostu na nudę... Nie ma ani na nic czasu, ani wiedzy w głowie.

Dzisiejsza szkoła jest zła. Z jednej strony poprzez wszechobecne testy niby nowoczesna, a z drugiej przestarzała – bo skostniała w swoim schemacie nauczania oddzielnych przedmiotów jeszcze z czasów początku XX wieku. A przecież biologia łączy się z chemią i fizyką, a historia z polityką, socjologią czy literaturą. A wszystko to pomaga zrozumieć matematyka.

Obecna szkoła nie daje ani takiej wiedzy, jaką dawała nam jeszcze 30–40 lat temu, nie uczy twórczego myślenia, co najwyżej kombinowania, aby oszukać nauczyciela. Nie przygotowuje w żaden sposób do wejścia w dorosły świat.

Większość nauczycieli nie jest dziś w najmniejszym stopniu wzorem dla uczniów. Raczej obiektem kpin. Bo wymagają od dzieci, nie wymagając już od siebie (przykład? tematy z klasówek co roku niemal te same, do znalezienia w internecie łącznie z poprawnymi odpowiedziami).

I co z tego, że dziś w klasie jest mniej uczniów niż 20 lat temu? Co z tego, że rodzice mogą wybrać te niby lepsze – społeczne czy prywatne – szkoły? Że dzieci mogą pracować na komputerach i jeździć na wycieczki już nie tylko do Krakowa czy do Pragi czeskiej, ale do Rzymu i Paryża – skoro i tak niemal nic z tego nie wynika. Nie przygotowujemy w ten sposób nowych Einsteinów, Degasów czy choćby Dylanów, tylko zastępy sfrustrowanych, przemęczonych, zagubionych i zdezorientowanych ludzi.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Uzmysłowiłem sobie, że jeżeli nie chcemy być narodem głupków, to jest ostatni moment, żebyśmy coś z tym zrobili.

Od kilku miesięcy toczą się burzliwe spory wokół reformy edukacji. Związki nauczycielskie boją się trzęsienia ziemi, jakie przynosi każda poważna zmiana, i można im tylko współczuć. Szkoda tylko, że nikt nie współczuje dzieciom. To o nie powinien toczyć się bój, a nie tylko o etaty i pensje pedagogów.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami