Plus Minus: Hitowe superprodukcje, których bohaterem jest Jason Bourne, tylko na krótko oderwały pana od głównej specjalności: opartych na faktach filmów o turbulencjach współczesnego świata?
Paul Greengrass: Kino narodziło się jako rozrywka dla spracowanych mas i nie powinno zapominać o swoich korzeniach. Niemniej ma ono też inną misję. Nie bez powodu mówi się, że jest lustrem świata. Trzeba stawiać kamerę tam, gdzie dzieje się coś ważnego, obserwować, dokumentować czas. Powiem więc tak: zrobiłem kilka filmów, które krytycy nazywają produkcjami komercyjnymi i miałem z tego powodu sporo satysfakcji. Jednak każdy artysta musi rozmawiać sam ze sobą. Odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla niego ważne, w jaką podróż chce wyruszyć. A mnie nie interesują wyprawy do krainy bajek czy na podbój kosmosu.