Ryszard Pipes, Adam Ulam, Leopold Łabędź i w jakiejś mierze również Zbigniew Brzeziński byli najbardziej znanymi przedstawicielami tej zimnowojennej szkoły sowietologicznej. Mentorem czy też ojcem chrzestnym tej szkoły był Wiktor Sukiennicki, urodzony w 1901 r., profesor Uniwersytetu Stefana Batorego i założyciel owianego legendą Instytutu Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej. Aresztowany w Wilnie w 1941 r., zesłany do Gułagu, uwolniony, założył, tym razem w Teheranie, Ośrodek Studiów Ministerstwa Informacji i Dokumentacji RP na Bliskim Wschodzie. Cytuję za Wikipedią: „W ośrodku tym Sukiennicki wraz ze współpracownikami zbierali od tysięcy ocalałych z sowieckich łagrów, więzień i obozów jenieckich zaprzysiężone świadectwa dotyczące agresji i okupacji sowieckiej w Polsce w latach 1939–1941 oraz losów prześladowanych obywateli RP".
Niby prawda, ale bardzo zawężona, jak się często zdarza, do perspektywy polskiej. Ośrodek Studiów rzeczywiście zbierał, bardzo metodycznie i szczegółowo, zeznania na temat losów Polaków w Związku Radzieckim (Sukiennicki wolał używać tego przymiotnika zamiast Sowiecki), ale na tej podstawie wykonano dzieło o nadzwyczajnym znaczeniu. W Rzymie w 1945 r. ukazała się książka „Map Of Concentration Camps In Soviet Russia", która uważana jest za pierwszą i doskonałą mapę Gułagu. Cytują ją wszyscy autorzy piszący na ten temat. Jako autorzy wymienieni są „Sylwester Mora; Piotr Zwierniak", i wiadomo, że były to pseudonimy Kazimierza Zamorskiego i S. (jak dotąd nigdzie nie znalazłam pełnego imienia) Starzewskiego. Oryginalna mapa musi być na tyle cenna, że jedyny egzemplarz – jeden tylko – można kupić za 3517,16 funta brytyjskiego (plus 12,86 za przesyłkę). Obaj autorzy wydali też, przetłumaczoną na wiele języków, „Sprawiedliwość sowiecką".
O ile przed 1989 r. i kilka lat potem widoczne było zainteresowanie ZSRS, komunizmem i jego zbrodniami, to dzisiaj wydaje się, że ludobójstwo niemieckie w Polsce w pełni zasłoniło w świadomości społecznej – a co najmniej w zapisie tej świadomości – ludobójstwo dokonywane przez komunistów na przedstawicielach kilkudziesięciu narodów, w tym na Polakach. Nie bardzo rozumiem, jak to się stało. Nie może chodzić o okrągłość rocznic: 17 września był również okrągłą rocznicą. Czyżby chodziło o to, że antysowiecką energię gromadzi się na stulecie Bitwy Warszawskiej? A może tak zwana narracja historyczna czy polityka historyczna jest prowadzona przez ludzi, którzy z niewiedzy, z politykierstwa czy też z poważnych politycznych powodów wolą zadzierać z Niemcami niż z Rosją? Żadna odpowiedź nie jest wystarczająca.
W ostatnich miesiącach słychać było, że Niemcy nareszcie przeprosili (tak jakby nie przepraszali już od czasów Willy'ego Brandta), że za mało przeprosili i że przeprosiny być może nie były szczere. Mowa jest też o niemieckich reparacjach wojennych. Przyznaję, że gdy patrzę na dzisiejszą mapę Polski i porównuję ją z przedwojenną – myślę, że jest to pomysł rosyjski, świetnie wymyślony, skonstruowany wedle najlepszych wzorów propagandy sowieckiej. Jeśli Niemcy odniosą się do tej sprawy poważnie (a mam nadzieję, że tego nie zrobią) i podliczą wartość hektarów, kopalń i fabryk – to mogą nawet zacząć się targować.