Jeśli więc to ostatnie dni żywota naszego, to cieszmy się. Cieszmy się może nie od razu szampanem, ale też na biało, w końcu babie lato jakoś trzeba wykorzystać. Cieszmy się verdejo, co wymawiać będziemy z hiszpańska „werdeho", cieszmy się tym popularnym szczepem z Ruedy. Wybór, przyznajmy, mało oryginalny, ale w końcu skoro to koniec świata, to się nie opłaca po nic nowego sięgać, prawda?




Wyjaśnijmy najsampierw pojęcia podstawowe. Wiecie państwo, gdzie jest Madryt, prawda? To niespełna 200 km stamtąd na północny zachód (w górę i na lewo, dla tych których kierunki świata przerażają) rozciąga się apelacja Rueda. I pomyśleć, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu robiono tam wina tak badziewne, że najstarsi górale kastylijscy nie chcą o nich pamiętać. I wtedy jeden z producentów (Marques de Riscal) postanowił wykorzystać tamtejszy szczep, verdejo.

I się zaczęło. Verdejo się podoba, da się lubić ze względu na aromat troszkę podobny do Sauvignon Blanc, mineralność i rześkość. Bo tak, verdejo pije się głównie młode, świeżuteńkie, owocowe i proste jak Valdecuevas Verdejo 2018 albo jak pyszne Flor Innata 2018 (z malutkim udziałem sauvignon blanc). Ale można też jak Valdecuevas, znany producent serów, który zabrał się za wino, pobawić się beczką. Cuvee mnie nie przekonuje, za ciężka ta zabawa. Za to za Fermentado Barrica Verdejo warto wydać te sto złotych. Niemało, ale nie tylko dostajemy ładnie ułożone, eleganckie, skoncentrowane wino o jabłkowo-cytrynowym posmaku, ale też przekonujemy się, że można verdejo starzeć. Tak, nauczymy się czegoś nowego. Przyda się, jeśli ta apokalipsa jednak nie nastąpi.