Z kolei sąsiad, król Francji Filip VI, miał akurat nawis inflacyjny, bo z Brukseli dotację dostał. No, nie do końca dostał, sam ją sobie wziął, osadzając we Flandrii koleżkę, ale to szczegóły. Filipowi warto dwa zdania poświęcić, bo to pierwszy z Walezjuszy, którzy Francją rządzili, a nami rządzić nie chcieli. Filip, jak mówią, był taki bardziej puszczalski, co skończyło się dla niego marnie, bo zszedł na chorobę weneryczną. Żona była niepuszczalska, dlatego nie zeszła na trypra, tylko na dżumę. Joanna Kulawa, tak ją nazywano, była przy tym znacznie bystrzejsza od Walezego, więc to ona tak naprawdę rządziła krajem, za to na mężulka mówiono „kulawy król". Taka rodzinka.
W każdym razie Humbert, ten, co mu kasy nieustannie brakowało, postanowił opchnąć swoje księstwo, a Filip VI je kupił. Żeby się skarbówka nie przyczepiła, kupił to na słupa, czytaj: na syna. A że hrabstwo nazywało się Hrabstwem Delfinatu, to i na synalka zaczęto mówić d...
Dostęp do najważniejszych treści z sekcji: Wydarzenia, Ekonomia, Prawo, Plus Minus; w tym ekskluzywnych tekstów publikowanych wyłącznie na rp.pl.
Dostęp do treści rp.pl - pakiet podstawowy nie zawiera wydania elektronicznego „Rzeczpospolitej”, archiwum tekstów, treści pochodzących z tygodników prawnych, aplikacji mobilnej i dodatków dla prenumeratorów.