Wydaje się, że dzisiejszemu światu nic nie jest tak potrzebne jak świadectwo człowieka wierzącego. Człowieka, który swoim stylem życia staje się dowodem na istnienie Boga. To ja mam być dowodem na istnienie Boga.
Wiara, jak pisze ksiądz Twardowski, jest cudem ufności po ciemku. Wiara ma być cudem pośród różnych ciemności tego świata: dziwnej nieraz polityki, niedorzecznych ustaw, które są często przeciw człowiekowi; przeciw rodzinie, przeciw państwu; pośród tragedii, których nie potrafię wytłumaczyć i zrozumieć, jak choćby ta ostatnia na Lampedusie. W tych mrocznych miejscach, w tych pokrętnych czasach każdy z nas ma być dowodem na istnienie Boga.
Przecież dotykamy Go w sakramentach. Spożywamy Go, wchłaniamy Go, nosimy Go w sobie. W każdej Komunii Świętej On daje swoje Ciało i natychmiast bierze moje. Po to, by Jezus mógł wyjść z tej pięknej naszej katedry, z naszych świątyń, z naszych kościołów na ulice. Gdziekolwiek więc pójdę, mogę Go zanieść, właśnie ja, bo staję się Jego tabernakulum. Tabernakulum żywym. Pomimo moich grzechów, słabości, pomimo moich wad Chrystus ciągle mi się powierza i pozwala nosić. Pozwala, bym reprezentował Go tam, gdzie żyję. Choćby to były najciemniejsze zakamarki naszego życia albo takie drogi, na których wydaje się, że nie ma dla Niego miejsca. Tam mogę Go zanieść tylko ja, tylko ty, nikt więcej. Staję się nosicielem Boga. Kiedy zaczynam żyć Ewangelią bez kompromisów, bez rozcieńczania Jego nauki. W Ewangelii Jezusa nie ma miejsca na pertraktacje i na ustępstwa. Słyszeliśmy przecież: „Kto nie jest ze Mną, ten jest przeciwko Mnie". To takie klarowne. Nie można dwóm panom służyć, a przyjaciółmi moimi jesteście wtedy, gdy czynicie to, co Ja wam przykazuję.
Moi drodzy, całe nasze życie jest pełne ubezpieczeń. Nie potrafimy bez nich żyć. Ciągle domagamy się jakichś odszkodowań. A przecież Bóg na tym świecie nie daje nam żadnych materialnych zabezpieczeń. Żadnego bezpieczeństwa ekonomicznego. Wręcz przeciwnie. Jak już ktoś sobie dużo nazbiera, On mówi: „Głupcze, tej nocy się spotkamy". Nie daje nam żadnej polisy. Bóg nie obiecuje i nie gwarantuje nam nic, co mogłoby powiększyć stan naszego posiadania. Bóg proponuje wiarę. Cud ufności po ciemku. Wiarę, która na dobrą sprawę zaczyna się tam, gdzie kończy się rozsądek. Moje poczucie bezpieczeństwa na tym świecie rozpoczyna się w momencie, gdy zaczynam kochać, i to bez granic. Kochać Boga całym moim sercem, całym swoim umysłem, całym sobą, a bliźniego jak siebie samego. Wtedy dopiero zaczynam być beztroski w obdarzaniu pięknem, wtedy zaczynam być dobry na każdą okazję życia, dla siebie i dla innych. Wtedy, jak błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, zaczynam zło dobrem zwyciężać. Owszem, miłość bliźniego to również wielkie ryzyko dla każdego z nas. By uratować jakiegoś człowieka, by uratować Kościół albo naród, trzeba będzie nam cierpieć, a nawet ponieść śmierć. Ale takie właśnie cierpienie i śmierć stały się Mszą Świętą, w której uczestniczymy. Dlatego na ołtarzu lub obok ołtarza zawsze jest krzyż, bo cierpienie stało się Mszą Świętą. Śmierć stała się Mszą Świętą. Matka błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, pani Marianna, tak mówiła w zeznaniach podczas procesu beatyfikacyjnego swojego syna: „To, co się stało, stanowiło prostą konsekwencję wyboru drogi życiowej księdza Jerzego. Skoro poszedł na księdza, to musiał wiedzieć, że może zostać męczennikiem. Bo oddanie życia za wiarę jest wpisane w powołanie kapłańskie". Tak mówiła ta prosta, święta matka kapłana. Dodajmy, że w każde życie chrześcijańskie wpisane jest oddanie życia za wiarę, bo przecież mamy naśladować Chrystusa ukrzyżowanego.
Jezu, obdarz mnie pokojem, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii, tak aby każdy człowiek, który mnie dzisiaj spotka, spotkał nie mnie, ale Ciebie. Zostań, Panie, z nami, abyśmy się stali dowodem na Twoje istnienie w moim kochanym mieście Łodzi. Bądźmy dowodem na istnienie Boga tam, gdzie żyjemy. Amen.