Bohater, amerykański szpieg Blazkowicz, uciekał z tytułowego zamku, w którym przetrzymywali go hitlerowcy. W kolejnych odsłonach cyklu alternatywna rzeczywistość, w której żył, obrosła w szczegóły. Doszło nawet do tego, że Niemcy podbili Stany Zjednoczone i zaprowadzili tam swoje rządy. W „Wolfenstein: Youngblood" jest rok 1980 i nazistów już w USA nie ma. Podstarzały Blazkowicz znika jednak z domu, prawdopodobnie wyrusza walczyć z nimi we Francji. Jego tropem podążają dwie córki.
Gra jest strzelaniną kooperacyjną, co oznacza, że najlepiej gra się w dwie osoby. Wspólna zabawa umożliwia stosowanie bardziej złożonych taktyk, choćby zwykłego flankowania. Każdą decyzję można przedyskutować na głosowym czacie i dopiero potem wprowadzić w życie. Rozpisany na kilkanaście godzin scenariusz trzyma w napięciu i zaskakuje zwrotami akcji. A co najważniejsze – strzelanie znów sprawia przyjemność.
„Wolfenstein: Youngblood" ma oczywiście więcej zalet. Trudno nie docenić świetnie zaprojektowanych poziomów, pełnych potencjalnych pułapek, ale i miejsc zapierających dech w piersiach. Wrażenie robią też niegłupi przeciwnicy oraz spory arsenał broni. Są i wady: źle rozmieszczone punkty kontrolne i nieco zbyt wiele podobieństw do poprzednich odsłon. Ale da się to przeżyć... O ile strzela się dostatecznie celnie!
—Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl
„Wolfenstein: Youngblood", MachineGames, PC, PS4, X1, Switch